czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 14

♦Vansessa ♦
Wypakowałam ostatnie ciuchy do szafy i opadłam na miękkie łóżko. W końcu  mogłam ochłonąć po długim locie. Chociaż nie był taki zły. Miałam Louisa  obok siebie, który nie dawał mi się nudzić. Uśmiechnęłam się wspominając o nim.  Co chwila mnie całował. A to w policzek, a to w szyję. Niby nie rozmawialiśmy, ale dawał mi odczuć swoją obecność. Ciągle trzymał mnie za rękę, smyrał, łaskotał. To było tak cholernie mile, że nie chciałam wysiadać z samolotu. Lot był długi i męczący, na jakiś czas udało mi się zasnąć. No, a teraz byłam już w domu cioci Kathleen, która mieszkała praktycznie na plaży. Dom nie był duży, ale spokojnie mógł się nazywać willą.
Miałam pokój z balkonem, który wychodził na plaże. Piękne widoki... Mogłam mieć takie w domu, ale nie ma tak dobrze. Wstałam i wzięłam wcześniej przygotowany zestaw ubrań, który składał się z krótkich spodenek i bluzki, którą mogłam zawiązać. Kiedy miałam iść do łazienki telefon zawibrował. Zignorowałam go wiedząc, że to pewnie wiadomość od rodziców czy doleciałyśmy całe. Potem do nich zadzwonię. Zresztą u nich jest noc, więc nie zamierzam budzić mamy albo taty. Byłam trochę zmęczona przez zmianę czasu, ale chciałam zobaczyć plażę. Potem zamierzałam zająć się korektą autorską. Im szybciej to zrobię, tym szybciej będę miała z głowy.
Wzięłam prysznic, a włosy związałam w koczka na czubku głowy.  Pomalowałam się od nowa, bo nie uważałam, że moja twarz wyglądała ładnie naturalnie. Po prostu... Nie. Opuściłam łazienkę, kremując dłonie. Kathleen miała pokój obok, dobiegała z niego rockowa muzyka. Jak zwykle, uśmiechnęłam się pod nosem. Widać jak bardzo się różniłyśmy, ale nigdy nam to nie przeszkadzało. Czasami jakaś jej piosenka wpadła mi w ucho, więc jeszcze nie było tak źle.
Kathleen była fanem horrorów, a ja romansów. Ona uwielbiała czytać kryminały, ja wolałam Norę Roberts albo Jane Austen. Każda z nas miała inne, odmienne zdanie. A to nas dopełniało, dlatego się rozumiałyśmy. Znosiłam jej humorki i ostry charakter, ona znosiła mój fangirling. Nie każdemu zdarza się taka osoba. Dlatego miałam szczęście. Weszłam do niej do pokoju, gdy wykonywała solówkę na niewidzialnej gitarze przed lustrem. 
– Wszystko dobrze, tak? Czy dzwonić już po lekarza? – zaśmiałam się i podeszłam do okna.
Odsłoniłam żaluzje, które tak uparcie zasłaniała. Nie lubiła światła.
– Za późno by mnie leczyć. No może nogi jeszcze można. – zaśmiała się, ściszając piosenkę. – Próbujesz mnie zabić tym światłem. 
– Potomek wampira. Wychodzimy na plażę, tak? Tak. Chodź. Ciągle nie wierzę, że tu jesteśmy. Miami jest nasze!
– Podbijemy Miami! Oraz serca gorących chłopaków! – krzyknęła. 
Wybuchnęłam śmiechem i złapałam ją za rękę. Miała na sobie biały top i białą spódnicę, dość krótką, która odsłaniała jej nogi. Wyglądała seksownie! Nie byłam ładna jak moja przyjaciółka, byłam przeciętna. 
Wyszłyśmy z domu prosto na plażę. Zdjęłam buty i chodziłam boso po piasku.  Falę oceanu rozbijały się o brzeg. Słońce prażyło, nadając mojej skórze koloru. Idealnie. O tym marzyłam. 
Kath pociągnęła mnie w kierunku stoiska z lodami. Razem z deserem usiadłyśmy na piasku i patrzyłyśmy na surferów. Popisywali się na deskach, niektórzy z nich spadali. Śmiałyśmy się z nich dyskretnie. Wiedziałam, że chłopcy też mają uczucia, nie chciałyśmy ich urazić.  Oddychałam pełnią życia, ciesząc się każdą sekundą spędzoną tutaj. Mogłam robić co chciałam. Byłam wolna. Każdy krok, każda decyzja należała do mnie. Wystarczyło wybrać dobrą. Albo zaryzykować. 
Chociaż myślę, że zaryzykować jest o wiele lepiej. Wybieram wybory niektórzy biorą mnie przez to za szaloną. Może i tak jest, cóż, ale gdy jestem szczęśliwa to się liczy?
♦♦♦
Pierwsze dwa dni spędziłyśmy na ogarnięciu miasta. Było dużo, więc ciężko było się nie zgubić. Wieczorami poprawiałam książkę, by nie tracić czasu. Jednakże miałam jeszcze miesiąc pobytu tu. Na pewno zdążę zobaczyć każdą rzecz, każdą atrakcję. Wykorzystam swoją szansę na wakacje w słonecznym Miami.
Jadłam śniadanie przy szklanym stole. Ciocia Kathleen w idealnie dobranej sukience parzyła kawę i zaraz miała wychodzić do pracy. Była młodsza od mojej mamy, bardzo dobrze się prezentowała. Można przyznać, że to kobieta niezależna, seksowna i do wzięcia. Pracowała w korporacji stąd tak dobre dochody. Była dla mnie bardzo miła, w sumie mimo swojego wieku, lubiła to co my. Na jej półce w salonie zauważyłam filmy, które znajdowały się też w mojej kolekcji. Sunny Rivall była zdecydowanie świetną kobietą. Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech i wyszła. Sięgnęłam po telefon, chciałam sprawdzić, co się dzieje na świecie. Kathleen i tak spała, raczej do dwunastej nie zwlekę jej z łóżka, a była dziewiąta. Mój wzrok przykuł tweet Louisa. Dodał emoji fal oraz napisał "surfing". Zaciekawiło mnie to. Wpisałam updates o One Direction i chciałam sprawdzić czy są może jakieś zdjęcia. Znalazłam parę i rozpoznałam miejsce, w którym ostatnio byłam z Kath. Oczywiście, na jednym zdjęciu był bez koszulki. O mało co nie zeszłam na zawał. Widziałam go nie raz takiego, ale nadal na mnie działały zdjęcia w pewien sposób. Nie umiałam nad tym zapanować. Poszłam do pokoju i zmieniłam piżamę w serduszka na sukienkę w kwiatki. Zdecydowanie kochałam ten motyw na ubraniach. Napisałam Kath kartkę, że wychodzę i pewnie wrócę wieczorem. Założyłam jeszcze czarne balerinki, założyłam okulary. Mogłam wychodzić. Nie pisałam do Louisa. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Opuściłam dom, idąc od razu na plażę. Musiałam przejść kawałek, by dostrzec tłum fanów i paparazzi. No tak, Louis musiał pokazać, że żyje. Podeszłam jeszcze bliżej i stanęłam na palcach, by zobaczyć również... Liama. Razem surfowali.
Cóż chyba jednak z moich planów nici. Patrząc na to, że zaraz zostaniemy sfotografowani. Mogłam też czekać, aż wrócą na ląd i poprosić Liama o autograf i zdjęcie. Z tą nadzieją usiadłam parę kroków dalej. 
W końcu byłam fanką, więc nic dziwnego. Musiałam zachowywać się jak one. Dziewczyny piszczały i krzyczały, co chwila robiąc zdjęcia. Wyobraziłam sobie siebie dwa miesiące temu. Na pewno wyglądałam podobnie.
– Boże, widziałyście jego tyłek?! Tyłek Louisa to moja religia!
Nie wiedziałam jak zareagować na tego typu wykrzyczane zdania. Znaczy jego tyłek był na pewno lepszy od wielu, wielu innych. Jednak religia? Czy to odrobinę nie przesada? No ale nie mnie to oceniać. Wyjęłam telefon i napisałam Lou smsa, że jakby chciał się spotkać to będę niedaleko. Paparazzi robili wciąż zdjęcia, ochrona starała się nie dopuszczać fanów za blisko. W końcu wyszli z wody, bo dziewczyny mało się nie przewróciły, ruszając w ich stronę. Raz się żyje. Wzięłam rzeczy i poszłam w ich ślady. Moim celem był Liam.
Udało mi się do niego dotrzeć po tym jak parę razy oberwałam w żebra. 
– Hej, mogę cię przytulić? 
– Będziesz mokra – ostrzegł i objał mnie z uśmiechem.
– To nieważne. – wtuliłam się w niego. Był jak taki większy misio
– Daj telefon, zrobimy zdjęcie. – Zaśmiał się.
Podałam mu telefon i ustawiliśmy się do zdjęcia. 
Podziękowałam mu uśmiechem i odsunęłam się, by inne dziewczyny zdążyły go złapać, gdy będzie szedł do auta. Za to podbiegłam do Louisa.
– Mogę prosić o autograf? – uśmiechnęłam się. Nie chciałam by ktoś wiedział, że się znamy.  
– Jasne, czemu nie.
Przekrzywiłam głowę i podałam mu marker, wcześniej znalazłszy go w torbie. Wyciągnęłam rękę do przodu, żeby mógł się na niej podpisać. Dał duży autograf i narysował buźkę. Przytuliłam się do niego, uśmiechając. Moja sukienka już była mokra, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. To trwało kilka sekund, zanim go puściłam i z Liamem poszli do auta.
Odwrócił się i puścił mi oczko. Pokiwałam głową, on jest niemożliwy.  Wiedziałam, że zaraz mi odpiszę. Zaczęłam spacerować plażą, zdjęłam buty i woda muskała moje bose stopy. Uśmiechałam się, wystawiając twarz do słońca.
Telefon zawibrował, mój uśmiech się powiększył. Wyjęłam go z torebki i odczytałam wiadomość.
"Spotkajmy się przy jeziorku między skałami za piętnaście minut"
"mam ci zaufać?"
Napisałam i zawróciłam. Miałam tam kilka minut drogi.
"Myślałem, że już mi ufasz" 
"Ufam"
Schowałam telefon do torebki i szłam dalej. Tak bardzo chciałam z nim porozmawiać. Gdy dotarłam na miejsce usiadłam na ciepłym głazie i czekałam. Patrzyłam na bezkresny ocean. Horyzont miałam nieokreślony. Chciałabym tu zostać dłużej, bo w Anglii było zimno i deszczowo.
– Mam nadzieję, że myślisz o mnie – powiedział Louis, który opierał się o głaz.
Musiałam go nie słyszeć.
– Och... – wybudziłam się z myśli i uśmiechnęłam do niego. – Zdecydowanie.
Podszedł do mnie i stanął pomiędzy moimi nogami.
– Masz seksowny tyłek – powiedziałam, kładąc dłonie na jego torsie. Przebrał się w jeansowe spodenki i koszulkę.
– Wiem, zawsze zastanawiam się czym sobie na niego zasłużyłem. – zaśmiał się.
Przejechałam palcami po klatce Lou, uśmiechając się pod nosem. Wiele dziewczyn oddałoby wszystko za taki tylek.
– Nie wiedziałem, że tu będziesz. – objął mnie w pasie.
– Jak mogłam nie skorzystać z okazji spotkania idoli? Mokrych... Seksownych... – Mruknęłam, całując go w podbródek.
– Taka okazja może się nie powtórzyć. – Uśmiechnął się krzywo i spojrzał na mnie. – Wolałbym byś pocałowała mnie w usta.
Z uśmiechem najpierw musnęłam jego policzek i nos. Dopiero później wargi. Odwzajemnił pocałunek, przytulając mnie do siebie bardziej. Stykaliśmy się klatkami. Jego bliskość była coraz bardziej uzależniająca. Dajcie mi go na zawsze...
– Spędźmy razem dzień sami, bez nikogo wokół – zaproponował, odgarniając kosmyki z mojej twarzy.
Przeczesałam palcami jego włosy, kiwając głową. Zdecydowanie to był świetny pomysł. Chciałam być tylko z nim, sam na sam.
– Zabiorę cię w różne miejsca, poznasz Miami od najlepszej strony. – Wziął mnie za rękę zadowolony z mojej zgody.
– Będziesz się ukrywać? – spytałam.
– Nie będziemy zbytnio musieli, kupiłem kapelusz. – poruszył zabawnie brwiami.
– No nie wierzę – zaczęłam się śmiać. – I naprawdę nikt cię nie pozna?
– Jest nadzieja, że nie! Warto spróbować.
Spojrzałam na niego rozbawiona. Wiedziałam, że jak zobaczę go w kapeluszu, to nie przestanę się śmiać. Jednakże pomysł był dobry. Chcieliśmy uniknąć fanek i ewentualnych paparazzi. Wiedzieli w jakim mieście był Lou, więc mogli się zainteresować, choć dostali dzisiaj sesję zdjęciową z plaży.
– Okej, Lou. To idziemy. Maskuj się. – Oparłam się o głaz.
Założył kapelusz, a ja zaczęłam się śmiać. Zwykły kapelusz wędkarski, ale wyglądał dość zabawnie. Wiedziałam, że się nie powstrzymam.
– Przepraszam, nie mogę. – Położyłam dłoń na brzuchu, śmiejąc się non stop.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy w stronę centrum.
– Dalej się śmiej, a nas rozpoznają – pokręcił głową, ukrywając uśmiech. Drugą ręką mnie objął.
Przygryzłam wargę, żeby przestać, ale wciąż się uśmiechałam. Rozglądałam się, zwracając uwagę na wszystko.
– Potem możemy iść do jakiegoś muzeum czy coś, ale nie mam samochodu tutaj. – Skrzywił się.
– Na razie idziemy do centrum. Muszę mieć jakąś pamiątkę, tak? No właśnie – pociągnęłam go za rękę. – Zabierzesz mnie kiedyś do Hollywood?
– Tak i zrobimy parę zdjęć, bo potrzebujemy wspomnień. Ty i ja. Mogę cię zabrać nawet w następnym tygodniu. Nie wiesz ile chciałbym ci pokazać...
Spojrzałam pod nogi, rumieniąc się. To było takie miłe ze strony Louisa, traktował mnie wyjątkowo. Nie dało się opisać uczucia euforii, kiedy przy nim byłam, a on dbał o mnie jak o swoją dziewczynę.
Zatrzymałam się i popatrzyłam w jego szaroniebieskie oczy.
– Dziękuję. – szepnęłam.
– Nie musisz dziękować.
Dlaczego on musiał być tak cholernie uroczy i opiekuńczy! Zakochuję się w nim prawdopodobnie, a to niedorzeczne! Najlepszym dowodem był ten dzień. Chodziliśmy po prawie całym mieście o nic się nie martwiąc. Kupowałam różne pamiątki, robiłam nam setki zdjęć i cieszyłam się jego bliskością. Louis miał na tyle dobry humor, że co chwila się wygłupiał.
Uwielbiałam jego dziwne miny, nawet próbował nauczyć mnie zeza. Cóż, nie wychodziło mi to za bardzo. Odpuściłam sobie, bo efekt był słaby.
Usiedliśmy z frytkami na piasku. Byliśmy daleko od mojego domu, ale nie przejmowałam się tym.
– Dziękuję. – powiedział, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. – Za to, że przy tobie mogę czuć się sobą, nikogo nie muszę udawać.
– A ja dziękuję, że mogę ci zaufać i, że ty ufasz mi. Przy mnie zawsze będziesz Louisem z Doncaster. – Wzięłam go za rękę.
Oparłam się o niego. Było mi tak dobrze przy nim. I cieszyłam się, że przy mnie jest prawdziwym sobą. Media kreowały go na nieciekawą osobą. Palącą, biorącą narkotyki i sypiającą z każdą dziewczyną w klubie.
– Niedługo mam osiemnaste urodziny – zaczęłam, jeżdżąc palcami po tatuażu na jego ręce. – Chciałabym spędzić je też z tobą.
– Którego dokładnie? – spytał, całując mnie we włosy.
– Za miesiąc, kiedy będę już w Anglii – odpowiedziałam.
– Wymyślę coś, ale obiecuję, że spędzisz ze mną swoje urodziny,
– Zróbmy ognisko. Chcę ognisko. Będę miała pretekst do założenia twojej bluzy. – Odwróciłam głowę i pocałowałam go w policzek. – To był najlepszy dzień. Odprowadzisz mnie? Zrobimy obiad, podokuczasz Kathleen – zasugerowałam delikatnie.
– Nie musisz mieć pretekstem, by założyć moją bluzę. Wystarczy poprosić. Odprowadzę cię, nie chcę by coś złego się tobie stało. A wkurwianie Kath to inna sprawa. – zaśmiał się. Lubiłam jego śmiech.
– Nie chcę się z tobą rozstawać, więc zostaniesz na obiad. A później coś wymyślimy. - Wstałam i wyciągnęłam rękę. Wolnym krokiem szliśmy do domu.
Szliśmy dalej w ciszy. Plotłam wianek, zbierając kwiaty po drodze. Louis się uśmiechał pod nosem, tak jakby teraz był wypoczęty, odprężony. Miał wakacje i powinien z nich korzystać. Za kilka miesięcy czekała go kolejna trasa dookoła świata. On the Road Again. Nie raz chciałam, żeby chłopcy zrezygnowali z kariery. Patrząc na nich na scenie widziałam jak byli zmęczeni. Brakowałoby mi ich, ale ich szczęście to moje szczęście.
Myślę, że kiedyś powinni iść na dłuższą przerwę i zająć się czymś innym. Chociaż na kilkanaście miesięcy. Przecież o nich nie zapomnimy. A na pewno nie ja. Czułam się jak bohaterka Summer Love, przeżywając wakacyjną miłość. Tylko, że tam to się skończyło dobrze. A tu nie wiadomo jak będzie. Czy on kiedyś się mną znudzi? Czy przestanie pisać? Miałam tyle pytań; a zero odpowiedzi.
Weszliśmy z Louisem do domu. Zauważyłam Kathleen, leżącą na kanapie. Przeglądała coś w telefonie.
– Rozumiem, że tęskniłaś za mną – rzuciłam kiedy mijałam salon.
Blondynka podniosła głowę i spojrzała na nas. Wskazała palcem na kapelusz Louisa.
– Wszystko dobrze, czy słońce ci przygrzało?
– Śmiej się śmiej, ale dzięki temu kapeluszowi nie zostałem rozpoznany.
Zaśmiała się i usiadła, dalej oglądając film. Kath musiało się naprawdę nudzić, że włączyła Disneya.
Chociaż sama byłam zwolenniczką bajek. Pociągnęłam Louisa do kuchni.
Teraz wyglądał normalnie, zaśmiałam się i podeszłam do lodówki. Jedzenia mieliśmy pod dostatkiem, ale wybraliśmy kurczaka. Kurczak, ryż i sałatka. To był bardzo dobry pomysł.
Włożyłam kurczaka z ryżem do mikrofalówki. Gdy stałam Lou objął mnie od tyłu.
Uśmiechnęłam się, wtulajac w jego ramiona. Całował mnie po włosach, nic nie mówiąc. Tyle wystarczyło, po prostu jego obecność i bliskość.
– Co jest między nami?– zapytał cicho. Też się nad tym zastanawiałam od dłuższego czasu.
– Zauroczenie. Przynajmniej z mojej strony. Nie chcę z tego rezygnować, bo tak trzeba. Bo ktoś nam każe. Przeciwstawmy się. – Zamknęłam oczy, wyrzucając to wszystko z siebie.
– Przeciwstawimy, damy radę. – szepnął w moje włosy.
Do kuchni weszła Kathleen. Spojrzałam na nią, błagając w myślach, by nie powiedziała niczego złośliwego. Przekrzywiła głowę, lustrując nas wzrokiem.
– Nie wybaczę ci, jeśli ją skrzywdzisz, Tomlinson. Zapamiętaj. – ostrzegła i podeszła do lodówki.
- Spokojnie nie skrzywdzę jej. Masz moje słowo, a jeśli tak możesz mnie zabić.
– I zrobię to. – Wzięła colę i wyszła z pomieszczenia.
- Myślę, że w waszej byłej szkole każdy się jej bał. Mam rację?
Pokręciłam głową, uśmiechając się. Wyjęłam trzy talerze z szafki, żeby zaraz nałożyć obiad. Kathleen nie była taka groźna. Po prostu jeśli ktoś ją zdenerwował, to wtedy wchodziła w bójki. Miała stałe miejsce u dyrektora. Nawet częstował ją ciastkami.
Miało to swoje przywileje trzeba przyznać. Ja za to wychodziłam na grzeczną i poukładaną.
W zasadzie to taka byłam, to nie były pozory. Nie lubiłam zamieszania.
Z Louisem zanieśliśmy talerze do ogrodu,. Kathleen do nas dołączyła i zaczęliśmy jeść. O dziwo obyło się bez komentarzy, nawet rozmawiali normalnie. Ja byłam myślami przy swojej książce. Co będzie jak ją wydam? Czy znajdę czytelników? Czy ktoś ją przeczyta?
Czy Louis się domyśli, że to o nim? Jak zareaguje. Bałam się tego najbardziej.
Westchnęłam i odłożyłam widelec. Zebralam puste talerze.
- Chyba będę musiał się zbierać. Liam się martwi. - powiedział chowając telefon do kieszeni. Trochę smutno mi się zrobiło, ale rozumiałam.
Kathleen zabrała z moich rąk naczynia i poszła do kuchni. Oplotłam rękoma szyję Louisa.
– Będę tęsknić – powiedziałam i go pocałowałam.
–Też będę, ale zobaczymy się niedługo, obiecuję.
– Daj paru osobom follow – odsunęłam się i popatrzyłam na niego.
Nagle przyszło mi to do głowy. Pamiętam, jak zależało mi na tym i jakie dało szczęście. Chciałabym, żeby inne fanki poczuły się trochę jak ja. Ja miałam jego...
– Jak przyjdę do domu pomyślę nad tym. Może Liama uda mi się namówić. Dlaczego tak fankom zależy na follow? – spytał mnie.
– Bo co mogą mieć? To tak jakbyś ich zauważył, poświęcił kilka sekund.
– Spróbuję coś z tym zrobić dzisiaj i ogółem. Obiecuję. – pocałował mnie krótko i wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz