wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 10

♦Vanessa♦
Na biurku walały się setki książek i notatek, które przerabiałam od wielu dni. Nie dobite kawy stały w różnych miejscach. W życiu mój pokój nie wyglądał tak źle, jak teraz, gdy intensywnie przygotowywałam się do egzaminów. Sama byłam przerażona bałaganem, ale nie miałam czasu go ogarniać. Wiele tematów było mi obcych, więc siedziałam do późna nad książkami i uczyłam się. Telefon dawno odłożyłam, naprawdę do niego nie zaglądając. Kathleen uczyła się równie mocno jak ja i byłam zaskoczona, wiedząc, że nigdzie nie wychodzi. Zależało jej. Za tydzień miałam podejść do egzaminów, które w pewnym sensie świadczyły o mojej przyszłości. Wiedza to jedno, ale trzeba było też pokonać stres. Wzięłam jeszcze raz książkę od historii studiując wszystko od nowa. Ciężko mi szło, zegar wskazywał drugą w nocy. Gdy skończyłam czytać stronę, położyłam się na łóżku. Byłam zmęczona i nawet kawa nie pomagała. Jednak mówiłam sobie, że dam radę. Osiągnę cel, pójdę na studia, wydam książkę i będzie tak jak sobie wymarzyłam. A nawet lepiej.
Zdjęłam okulary i położyłam je na szafce nocnej. Zgasiłam lampkę, dając biednym oczom odpocząć. Nauka dała mi się we znaki i pokazała, że byłam tylko zwykłą dziewczyną. Moje wyobrażenia nie powinny wybiegać za daleko. Od kiedy Louis wyjechał do Los Angeles nie pisaliśmy ze sobą. To znaczy ja nie pisałam do niego. Nie chciałam robić sobie nadziei, że jeszcze go spotkam, za bardzo uwielbiałam Lou, by ranić samą siebie. Z balu miałam zdjęcia oraz film, to wystarczyło jako pamiątka po wspaniałej nocy. A teraz trzeba  było iść dalej, każdy w swoją stronę. 
Z myśli wyrwał mnie SMS. Boże, kto o tej porze do mnie pisze? Niechętnie sięgnęłam po telefon i zobaczyłam wiadomość od Kathleen.
"Wyjrzyj przez okno"
Zmarszczyłam brwi i wstałam, idąc do okna. Moja przyjaciółka stała naprzeciwko, w swoim pokoju, bo nasze domy znajdowały się równolegle. W rękach trzymała kartkę, przykładając ją do szyby. Musiałam wrócić po okulary i dopiero chwilę później przeczytałam, to co mi przekazywała.
"Miłość jest równa. Przepraszam"
Nie wiedziałam zbytnio o co jej chodzić i tylko wzruszyłam ramionami. Zaraz sama wzięłam kartkę i nabazgrałam 
"Miłość boli"
Kathleen pokręciła głową i wskazała palcem na mnie, a potem na siebie. Po chwili pokazała mi serduszko z rąk i odeszła od okna. Otworzyłam szeroko oczy, bo choć byłam zmęczona, to zrozumiałam. Ona chyba mnie kochała.
I cholera jasna. Z jednej stony byłam zdziwiona, z drugiej przerażona, a jeszcze z innej było mi przykro. Kochała mnie, gdy ja jej nie kochałam. Zagryzłam wargę i usiadłam na łóżku.  To była moja przyjaciółka. Dla mnie była jak siostra. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Kath była bi. Nie wiedziałam jak mam teraz się zachować w stosunku do niej. To mnie bolało najbardziej, a nie chciałam jej stracić. Może po prostu chciała mi to powiedzieć i być szczera, ale nic nie musiało się zmieniać? Kathleen i ja byłyśmy dla siebie stworzone jako przyjaciółki. Nikt mnie nie rozumiał tak jak ona.
Porozmawiam z nią o tym jak znajdę tylko czas między nauką. Podniosłam głowę i jak zobaczyłam książki i te notatki prawie się popłakałam. Jednak niedługo testy i nie zobaczę tych książek Najpierw będę miała wakacje, może pojadę do Stanów, co jest moim wielkim marzeniem. A potem studia i nowe, dorosłe życie. Myślałam o Los Angeles, nie ze względu na to że Louis tam jest. Chciałam zobaczyć plaże, muzea. Wszystko! Planowałam to od dawna, bo Ameryka naprawdę mnie ciekawiła. Tam ludzie mają zupełnie inną mentalność. Teraz mogłam tylko o tym pomarzyć, na razie miałam przed sobą dużo nauki.
Wzięłam znowu książkę i zaczęłam się ponownie uczyć. Korciło mnie by się wymknąć i na chwilę olać sobie naukę. Jednakże o trzeciej w nocy już po prostu padam. Zmęczona zasnęłam wokół książek i notatek.
W końcu odebrałam walizkę z taśmy. Miałam dosyć podróży samolotem, ale oplacało się. Byłam w Los Angeles! Nie mogę uwierzyć. Moje marzenie się spełniło i nawet nie wiem jak na to zareagować oprócz piskiem. Wszystko teraz należało do mnie. Mogłam iść gdzie chciałam, robić co chciałam. Tyle rzeczy czekało, aż je zobaczę. Czy to nie piękne?
Wyjęłam telefon i pisałam sms jedną ręką, a w drugiej miałam walizkę. Szłam z głową spuszczoną w dół. Chwilę później moje ciało zderzyło się z kimś. Zaczęłam przepraszać, gdy młody chłopak się odwrócił.
– Vanessa? – usłyszałam zdziwiony głos i odwróciłam głowę. 
– Louis? – spytałam zaskoczona.
– Co ty tutaj robisz? – Patrzył mi w oczy, a mnie przeszły zimne dreszcze.
Cholernie tęskniłam za tym spojrzeniem. Tęskniłam za Louisem.
– No nie wiem, korzystam z lotniska. Przyleciałam do Los Angeles.
– Wiem, widzę. Mogłaś napisać odebrałbym cię z niego 
– Dlaczego miałbyś to robić?
– Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. 
Uśmiechnęłam się do niego. Cieszył mnie widok Louisa. Miał na sobie jeansową kurtkę, czarną koszulkę i rurki. Wyglądał cholernie dobrze. Dlaczego on musi być taki seksowny? Chciałam go zapytać, czy gdzieś wylatuje czy dopiero przyleciał. Chciałam mu powiedzieć bardzo dużo, ale... nie zrobiłam tego. Odważyłam się na coś zupełnie innego. Podeszłam bliżej Lou, by chwilę później go pocałować.
I otworzyłam oczy rozglądając się po pokoju. To nie bylo lotnisko. Nie było tu Louisa.  Odetchnęłam głęboko, opadając plecami na miękki materac łóżka. To był po prostu sen, wytwór mojej wyobraźni. Chociaż do sypialni wpadło słońce, wciąż byłam niewyspana.
Wiedziałam, że zaraz będę musiała się wziąć za nauką. Jednak po raz pierwszy miałam ochotę iść pobiegać zobaczyć jak wszystko budzi się do życia.
Myślę, że chłodne powietrze dobrze mi zrobi. Wstałam z łóżka i poszłam się przebrać w dres, żeby było mi wygodniej. Zmyłam makijaż z wczoraj i związałam włosy. Potem po prostu wyszłam z domu. Celem był niedaleki park. Zaczęłam powoli truchtać. Z kolejnymi przebytymi metrami czułam się lepiej. Zapominałam powoli o wszystkim Byłam ja, wiatr i bieg. Żadnej nauki, angielskiego, historii czy Louisa. Uwolniłam się od myślenia na dobre dwie godzinie. Gdy wróciłam do domu rodzice byli na dole. Tata czytał gazetę, a mama robiła śniadanie.
– Cześć - powiedziałam i usiadłam przy stole. Miałam bardzo dobry humor.
– Jak ci minęła nauka? Mam nadzieję, że nie siedziałaś do późna
– Ani troszkę – zaśmiałam się, biorąc do ręki kubek z kawą.
– No ja mam nadzieję, ale już niedługo koniec.
Kiwnęłam głową, nie mogąc się doczekać egzaminów i zakończenia roku. Przez te trzy lata przeszłam wiele, ale sobie poradziłam. Rodzice zawsze powtarzali, żebym uczyła się dla siebie, nie dla ocen. Widocznie robiłam to na tyle dobrze, że oceny nie były najgorsze.
– Louis jest w gazecie, promuje mercedesa – odezwał się tata.
– Zaraz zobaczę – powiedziałam. Chciałam, żeby mnie to nie ruszyło. Lecz zastanawiało mnie to czy wyglądał tak gorąco. A potem pojawił się obraz mnie i jego na balu. 
On w garniturze, ja w sukience, przytuleni do siebie podczas tańca. Wyglądaliśmy jak para, zresztą zachowywaliśmy się tak. W altance nie było między nami żadnego dystansu. Pamiętałam jak się śmiał, a wokół jego oczu pojawiały się zmarszczki. Uwielbiałam jego głos, zupełnie inny od każdego. Uwielbiałam sposób w jaki odgarniał grzywkę lub przeczesywał włosy. Kochałam jego wzrost, bo nie był bardzo wysokim chłopakiem. Kochałam w nim wszystko. Ale był poza moim zasięgiem. To było tak jakbym chciała dosięgnąć nieba, nigdy się nie udawało. I nie uda.
Wzięłam talerz z tostami i poszłam na górę, chcąc pobyć sama. Odsunęłam wszystkie podręczniki na bok i zanim usiadłam przed komputerem, zdjęłam szarą bluzę i odwiesiłam na miejsce. Potem od razu zalogowałam się na pocztę i inne portale. Jedząc, czekałam, aż kółko przy karcie przestanie się kręcić. Chwilę później dławiłam się, widząc wiadomość od wydawnictwa. Kliknęłam w nią i zaczęłam czytać. "Jesteśmy zainteresowani wydaniem pani książki." Dalej nie czytałam po prostu piszczałam ze szczęścia. 
– Mamo! Mamo! – krzyczałam, stukając w klawiaturę. Jak najszybciej pisałam do Kathleen. Przecież to wszystko dzięki niej!
– Co się stało?! – krzyknęła, gdy otworzyła drzwi z łyżką do zupy w ręce. 
– Oni chcą wydać moją książkę!
– Gratulacje! – podeszła do mnie i mnie uściskała. 
Piszczałam skacząc z nią w miejscu. Dalej w to nie wierzyłam. Moja książka zostanie wydana!
– Powinnyśmy to jakoś uczcić. – powiedziała radośnie.
– Zaraz, mamo, ja... Jezu. – Pocałowałam ją w policzek i usiadłam na krześle.
Razem przeczytałyśmy maila.
– Jestem z ciebie ta cholernie dumna.
Uśmiechałam się do monitora. Zaraz do pokoju wpadł tata, któremu wszystko zrelacjonowałam. Dostałam propozycję wydawniczą i musiałam na nią odpowiedzieć, by dostać kolejne instrukcje. Apropo umowy, chcieli przysłać mi projekt, a w ramach pytań mogliśmy umówić się na spotkanie w Londynie. Miałam jechać na spotkanie tydzień po egzaminach. I zapowiadało się naprawdę dobrze. Zastanawiałam się czy Kath mogłaby jechać. Przecież to ona była sprawczynią wszystkiego i powinna być obok. Najpierw czekała nas rozmowa. Musiałyśmy to wyjaśnić. Dlatego w pośpiechu się przebrałam, przeprosiłam rodziców i wyszłam z domu, od razu kierując się do przyjaciółki.
Zapukałam dwa razy, a drzwi się otworzyła. Zobaczyłam moją przyjaciółką w dresy i bluzkę na ramiączka. 
– Hej – powiedziałam
– Hej – uśmiechnęła się. – Gratulacje! Wiedziałam, że ci się uda. Napisałaś do Louisa? Powiedziałaś mu?
– Nie – powiedziałam cicho, – No chodź tu, przytul mnie – rozłożyłam szeroko ramiona.
Podeszła bliżej i objęła mnie mocno. Zamknęłam oczy, czując się dobrze, wiedziałam, że między nami nie ma przepaści.
– A teraz chodź opowiedz mi wszystko. – Praktycznie wciągnęła mnie do domu
Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie miała gorszy bałagan ode mnie. Wszędzie walały się ubrania, książki i inne pierdoły. Jak to Kathleen. Nic nie umiała utrzymać w porządku.
– No dobra, ale opowiedz mi wszystko od A do Z. I dlaczego nie powiedziałaś Louisowi. Myślałam, że ze sobą piszecie.
– Nie, nie chce robić sobie nadziei. Poza tym najpierw porozmawiajmy o tym, co mi powiedziałaś.
– To nie jest ważne. Po prostu musiałam to powiedzieć. Było tak, że z dnia na dzień zakochiwałam się w tobie, cóż, sama tego nieświadoma. Kumulowało się to i w pewnym momencie wybuchło, czułam ciężar. Chciałam byś wiedziała. Wiedziałam, że nie odwzajemnisz moich uczuć, ale nie jestem zła.
– Przepraszam. Jesteś dla mnie jak siostra i to w innym wypadku byłoby nieprawdziwym uczuciem. Mam nadzieję, że swoją miłość przelejesz na Tylera – zaśmiałam się. Ulżyło mi i to bardzo mocno.
– Przeleję, o to się nie martw. – uśmiechnęła się.
– A ty piszesz z Lou?– Zmieniłam temat. To już chyba sobie wyjaśniliśmy.
– Od czasu do czasu pisze do mnie jego siostra, to wszystko – wzruszyła ramionami. – A z nim nie pisałam odkąd wyleciał do LA, wybacz, ale fortuny na niego nie będę wydawać.
– No tak, nie zaobserwował cię na Twitterze. – Powiedziałam rozbawiona. – Wszystko jasne. Dziękuję ci za tego mejla. Mam szansę na wydanie książki.
– A mi to tam nie przeszkadza. Przynajmniej mogę go hejtować i tego nie widzi – zaśmiała się – i wiesz, że nie masz za co. Należy ci się. Jesteś dobrą pisarką. Może nie czytam wszystkiego, bo wiesz... to jednak o Louisie. Ale książkę na półce mieć będę!
– Jasne. – Wywróciłam oczami.
– Pamiętasz jak włamałam się wtedy na koncert? – spytała po chwili. Zmarszczyłam brwi i przytaknęłam – On pytał tak naprawdę o ciebie.
– Nie rozumiem. – Spojrzałam na nią, unosząc brwi.
– Pytał o ciebie i był zawiedziony, a raczej taki się wydawał. Nie było cię, ja nie byłam osobą, którą chciał zobaczyć. To chyba jasne. Wiem, że to nie jest miłość z twojej i jego strony. Ale możecie zacząć pisać czy coś...
Pokręciłam głową, chociaż to było miłe. Louis nie chciał o mnie zapomnieć. To uczucie siedziało w moim sercu, muszę przyznać, że żałośnie uszczęśliwiało mnie. Lecz z drugiej strony przerażało mnie to wszystko. Dlaczego życie uczuciowe musi być takie trudne? Dlaczego człowiek nie może mieć napisane nad głową "twój przyszły mąż", "przyjaciółka", "nieznajomy"? Byłoby o wiele prościej. Chciałabym znać swój scenariusz na życie. Wiedziałabym, w którą stronę mam iść. Jak na razie musiałam kierować się instynktem. Louis był za oceanem, był moim idolem, ale nie mogłam oczekiwać niczego więcej. Dlatego nie robiłam sobie nadziei.
– Gdzie jedziemy na wakacje? – spytała Kath. Musiała wyczuć, że coś było nie tak po tym jak jej wzrok zmienił się na zmartwiony.
– Do Miami! – Klasnęłam w dłonie. Cóż, nie sądziłam, że moja skarbonka zawiera tyle pieniędzy, ale marzyć wolno każdemu.
– Chyba mieszka tam moja ciocia jak się nie wyprowadziła. Jeśli mieszka mogłybyśmy się u niej zatrzymać
– To jest świetna propozycja.– Zgodziłam się, uśmiechając. – Kath, muszę wracać do nauki. I jeśli Louis przypadkiem by się do ciebie odezwał, to nic mu nie mów.
– Buzia na kłódkę, masz to jak w banku.

piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 9

Włożyłem słuchawkę do ucha i wziąłem mikrofon. Bylem gotowy, żeby wejść ostatni raz na scenę tej trasy. Kolejna była już planowana, ale po tym koncercie wracałem do domu, do Los Angeles i miałem wolne na dwa miesiące. Na pewno później będę musiał brać udział w wywiadach razem z chłopakami, promując naszą płytę. Na razie jednak chciałem cieszyć się życiem. Gdy usłyszałem pierwsze takty piosenki wbiegliśmy na scenę.
Przywitał nas tłum fanów, krzyczących i płacących. Setki flag, plakatów mieniły się w oddali. Wziąłem głęboki oddech, uśmiechnąłem się i zacząłem biegać po scenie, śpiewając. Znowu czułem podekscytowanie. Czułem wielką dumę z nas. Z tego co osiągnęliśmy w niecałe parę lat. 
– Jak się bawicie!? – krzyknąłem do mikrofonu.
Oczywiście odpowiedział mi pisk, na co się zaśmiałem. Piosenka za piosenką, przemowa za przemową. Na dodatek oblewanie się wodą i wszystko, co mogło zabawić fanów. Byłem cały mokry dzięki Liamowi, jednak ani trochę mi to nie przeszkadzało. Mieliśmy krótką przerwę, by zejść ze sceny i pójść do łazienki. Właśnie wtedy za kulisami zobaczyłem... Kathleen. Stała obok mojej siostry, Lottie. Właśnie, moja rodzina również była na koncercie. Nie za bardzo miałem czas, by stanąć i zapytać o co chodzi. Szybko zmieniłem bluzkę i znowu wróciłem na scenę. Jeszcze pięć piosenek i koniec. Dawałem z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej.
To zawsze ostatnio show było najważniejsze, to o niej później mówiono. Dlatego zrobiliśmy z chłopakami wszystko, by ta noc była dla fanów niezapomniana.
Kiedy skończyliśmy żegnając się zeszliśmy ze sceny. Byłem nabuzowany przez adrenalinę, która towarzyszyła mi cały czas podczas koncertów.
– I dobrnęliśmy do końca. – Harry wydawał się w to nie wierzyć.
– Ale za parę miesięcy znowu wrócimy na scenę.
– Dobrze będzie odpocząć. – Niall odłożył mikrofon. Trzeba było podziękować ekipie i potem zamierzaliśmy pójść do klubu. Ogarnięty i przebrany poszedłem do Lottie i Kathleen. - Miałam kaptur na głowie i wzięli mnie za ciebie. - Wyjaśniła swoją obecność Kath. - A swoją drogą przyszłam tu z zamiarem włamania się na arenę.
- A to dlaczego? - zapytałem, bo nadal nie wiedziałem dlaczego tu jest.
- Słuchaj, przyjechałam do Londynu na ostatni koncert mojego nowego przyjaciela. Ale nie stać mnie na wasze drogie bilety.
- Było trzeba napisać. Vanessa jest z tobą? - spytałem z ciekawości. Chciałem ją spotkać, przytulic.
Pokręciła głową. - Nie, ona była na jakiś badaniach, coś tam... - mruknęła omijająco. - Świetny występ.
- Dzięki, ale z nią wszystko w porządku? - chciałem odpuścić temat, ale nie umiałem.
Wzruszyła ramionami. - Nie chciała przyjechać, bo nie chciała się kolejny raz żegnać.
- Okay - szepnąłem cicho. Chciałem poprosić o numer, ale nie mogło mi zacząć zależeć.
To byłoby ryzykowne. Wyjeżdżałem, nie zostawałem w Anglii. Jedyny kontakt moglibyśmy mieć przez internet.
Westchnąłem. Dlatego nawet nie pakowałem się w związki, tak było lepiej
Lottie pocałowała mnie w policzek. - Lou, zabieramy Kath na imprezę? - Uśmiechnęła się.
- Jeśli chce może z nami iść - powiedziałem.
- Jasne, że idę. To w końcu impreza z tobą, gwiazdko.
- Proszę cię. - wywróciłem oczami.
– Uwielbiam cię wkurwiać. Ness nie wierzyła, że uda mi się tu dostać i proszę bardzo. Jestem. – Klasnęła w dłonie.
– Widzę, ciebie nie da się nie zauważyć. Po co ja w ogóle z tobą rozmawiałem? Teraz mam problem. Dobra, nie patrz takim wzrokiem, żartuję. Zaraz wracam – powiedziałem i zniknąłem za drzwiami garderoby.
Jeszcze godzinę zeszło nam na stadionie. Podziekowalismy całej ekipie, wypelnilismy formalności i w końcu byliśmy wolni.
– Który klub? - spytałem, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
– Ten co zawsze. Juz są uprzedzeni – powiedział Liam. 
– Czemu nie przestawiłeś nam swojej koleżanki? – Niall mnie klepnął w ramię. – To o tobie tak ciągle myśli?
– Ooo, czyżby Ness miała adoratora – powiedziała śpiewnym głosem Kath.
– Nie zaczynaj – ostrzegłem. Ona, jako mój sobowtór, potrafiła drążyć i drążyć, a do tego być irytująca. I tak ją lubię.
Pokręciłem tylko głową i zamknąłem oczy. Nieobecność Vanessy mnie zdziwiła, ale nie zaszokowała. Rozumiałem ją. Kolejny raz musielibyśmy sobie powiedzieć "do zobaczenia". Jutro miałem wylecieć, a ona była jedynie fanką, której spełniłem marzenia. Nie powinienem o niej myśleć ani teraz, ani nigdy. Musiałem zapomnieć i wiedziałem, że to się stanie prędzej czy późnej,
Dlaczego jej obraz w altance tak głęboko siedział mi w głowie? Może, gdy opuszczę Anglię, zapomnę o blondwłosej dziewczynie o błękitnych oczach. Może wtedy wszystko minie.
Najwyżej się zauroczyłem 4 miesiące i minie. Wyszliśmy z vana, który zaparkował pod klubem
Kathleen wraz z moją siostrą weszły pierwsze. Liam i Zayn poszli zapalić, Niall udał się do środka, a ze mną został Harry. Pociągnął mnie w stronę ustronnego miejsca. Przez dłuższy czas nic nie mówił, jak miał w zwyczaju, a jedynie na mnie patrzył. 
– Przestań o niej myśleć, Louis. Zanim będzie za późno. Ty masz swoje życie, a ona ma swoje. Te dwa światy nie mogą być połączone.
 - Myślisz, że tego nie wiem? Wiem to cholernie dobrze. Próbuje się jej pozbyć, ale na razie mi to nie wychodzi. Wyjdzie to zaraz wylatuję. Nie musisz się o mnie martwić jestem dorosły i wiem jakie decyzje mam podjąć.
 – Będę się martwić, bo jesteś moim przyjacielem. Zrobisz jak uważasz. Ale w Los Angeles zapomnisz o dziewczynie, której dałeś zbyt dużo. – Poklepał mnie po ramieniu. – Chodź.
Poszedłem za nim. Rozumiałem go, wiem że miał cholerną rację. Popełniłem błąd, najlepszy błąd w moim życiu. Gdybym miał cofnąć czas, by iść z Ness na bal poszedłbym. Oczywiście, to był cudowny wieczór, cudowna noc, ale przysporzy nam obydwojgu problemów. Ja po prostu nie chciałem nikogo skrzywdzić. Nie mogłem zmienić kolejności rzeczy. Vanessa nie zasługiwała na wciągniecie do świata skurwysynów i kłamców, taki był showbiznes. Liczyła się tylko kasa. Westchnąłem i wszedłem do pomieszczenia pełnego tańczących ludzi. Zobaczyłem Nialla, który pomachał nam, żebyśmy przyszli. Razem z Harrym podeszliśmy do przyjaciół. Tej nocy piłem, by zapomnieć o wszystkim.
♦♦♦
Siedziałem w samolocie, patrząc w okno. Anglia była daleko, daleko pod nami. Dziewięć godzin lotu zdawało się być bardzo męczące, ale musiałem sobie z tym poradzić. Po tylu trasach zdążyłem się przyzwyczaić. W końcu miałem wakacje, wolne, czas tylko dla siebie. Oczywiście wiedziałem, że PR mi nie odpuści i będę musiał się czasem pokazać na sponsoringach, ale to nie było tak męczące, jak cała promocja i trasa. Odblokowałem telefon i wszedłem na twittera. Uruchomiło się na profilu Ness na ikonce miała zdjęcie ze mną. Nie umiałem przestać patrzeć. Miałem dać sobie spokój.
Och, cholera. Dobra. I tak byłem kilkaset kilometrów od niej, już nic nie mogłem zrobić. Tweet niczego nie zmieni. Wpisałem jej user i wysłałem wiadomość z "cześć". Już chwilę później miałem od niej powiadomienie.
tygrysek lou
BOŻE, LOUIS, NAPISAŁEŚ. Tak chciałam napisać za pierwszym razem, ale zrezygnowałam.
Louis 
Dlaczego? Było trzeba pisać
tygrysek Lou
chodziło mi o reakcje na twój tweet do mnie, uznałam, że się opanuję. i czemu piszesz do mnie tweetem? każdy to widzi
Cholera jasna. Zaklnąłem w myślach. 
Louis
Chyba jednak o tym nie pomyślałem 
tygrysek Lou
to przejdź na DM, głupku
Chciałem napisać emoji wysyłająca całusa, ale zrezygnowałem. Dostałaby za dużo hejtów, a media huczałyby od tego, że z kimś się umawiam. Włączyłem DM i znalazłem ją. Wszedłem w konwersacje.
Louis
Dobry
tygrysek lou
co u ciebie? widziałam ostatni koncert. Świetnie wam poszło. Podobno Kathleen udało się wkręcić, ona chyba wejdzie wszędzie i za darmo. Dobrze mieć ją za przyjaciela, haha.
Louis
A żebyś wiedziała! Jak ją zobaczyłem to się zdziwiłem, a najlepsze w tym wszystkim było to, że dogadywała się z Lottie! I nie musiałem jej niańczyć *taniec szczęścia*
Tygrysek lou
opowiadała mi i nieźle zabalowaliście. Podobno nawet wymiotowaliście do jednej toalety, także... No cóż.
Louis
Kłamie! Wymiotowałem do innej niż ona! A co u ciebie?
tygrysek lou
Uczę się, bo mam egzaminy niedługo i mam nadzieję, że za oceanem mój idol będzie trzymał za mnie kciuki. przydałoby mi się szczęście jakie ostatnio dopisywało. 
Louis
Będę trzymał kciuki, nawet mogę chłopaków mogę do tego zatrudnić 
Tygrysek lou
dobra! hahaah. W ogóle to jeszcze raz chciałabym ci za wszystko podziękować. Kiedyś, gdy się spotkamy, oddasz mi łańcuszek, a na razie trzymaj go gdzieś głęboko i czasem o mnie pamiętaj.
Twoja fanka
*tygrysek lou opuścił rozmowę*
Odpisalem i schowałem telefon. Dlaczego ja postanowiłem lecieć do LA? Dlaczego nie mogłem jechać do Doncaster i mieć do niej około dwóch godzin drogi? Ach, tak, już znałem odpowiedź. Bo musiałem oderwać się od tego wszystkiego i wrócić do domu, do rzeczywistości. Nie chciałem popsuć życia Vanessy. Na pewno mi przejdzie. 

sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 8

grafika louis tomlinson and louis
Bal. Ostatnia impreza po trzech latach bycia w liceum. Z jednej strony wydarzenie, na które nie można się doczekać, z drugiej myśl o końcu sprawia przykrość. Koniec przyjaźni, pewnego etapu w życiu... Ubierając sukienkę myślałam o tych wszystkich dniach, które przeżyłam w murach szkoły. O dobrych i złych chwilach. Może czasem miałam dość, ale w głębi serca wiedziałam, że ten okres będę wspominać długo. Był jednym z moich najlepszych w życiu. Jednak coś się kończy, a coś zaczyna. Wierzę, że moje życie po liceum rozwinie się. Może uda mi się dostać na studia do Londynu. Chciałabym pójść na anglistykę, rozwijać wiedzę i wciąż pisać. Nie umiałabym tego nie robić. Tworzenie kolejnych historii było po prostu mną.  A teraz mogłam przeżyć bal, tak jak niejedna z moich bohaterek, tylko dla mnie nikt nie stworzył partnera. Wierzyłam, że kiedyś spotkam miłość swojego życia. Nie każdy musi ją spotkać w szkole średniej.
Wygładziłam materiał sukienki i poprawiłam długie, jasne włosy. Mama bardzo długo pracowała dzisiaj nad moim makijażem, a efekt był cudowny. Wyglądałam sto razy piękniej, lepiej. Chciałabym zachować ten obraz siebie na dłużej. Uśmiechnęłam się do odbicia i wzięłam z biurka złoty łańcuszek, żeby zawiesić go na szyi.
Był w kształcie znaku nieskończoności. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie Kath. Miałyśmy iść razem, skoro i tak nie miałyśmy partnerów
– Moja piękna dziewczyna – powiedziała, wyciągając rękę. – Nie patrz tak. Dzisiaj nią jesteś. I cóż, szkoda, że tylko dzisiaj.
Jej słowa były trochę dziwne. Nie do końca wiedziałam, co ma na myśli. Wydawała się, jakby mówić z nadzieją w głosie. Dlaczego? Niepewnie złapałam ją za rękę i posłałam delikatny uśmiech. Może źle zrozumiałam i niepotrzebnie nad tym rozmyślałam.
– Piękne dziewczyny! – krzyknął mój tata pojawiając się w kuchni.
– Dzięki – odpowiedziałyśmy równo. 
Oczywiście musiał nam zrobić zdjęcie. Musiałam przyznać, że Kathleen była bardzo ładnie ubrana. Biała czarno białą sukienkę w szachownice i wysokie szpilki, bo była średniego wzrostu. Włosy zostawiła w spokoju nic z nimi nie robiąc, a makijaż dopełniła czerwoną szminką. Wyglądała seksownie, musiałam to przyznać i z drugiej strony wiedziałam, że Kath była tego świadoma. Objęłam ją ramieniem i pocałowałam w policzek. Ostatnie zdjęcie, tata w końcu odłożył aparat i zaprowadził nas do samochodu. Mama chwilę później pojawiła się na krawężniku, by nas przytulić i życzyć udanej zabawy. Wsiadłam do samochodu, uważając na sukienkę i zaraz dołączyła do mnie przyjaciółka. Wyglądałam przez okno, gdy tata prowadził samochód. Jeszcze kilka minut, wszystko się zacznie, nasz ostatni wieczór... Taki wyjątkowy wieczór.
Szkoła była oświetlona lampkami, co wyglądało magicznie. Szłyśmy z Kathleen pod ramię, uśmiechając się i podziwiając całą dekorację. Na wejściu zrobili nam zdjęcia, które później będziemy mogły odebrać.
– Jak w pałacu. Czuję się jak Kopciuszek – powiedziałam podekscytowana.
– Cóż, brakuje tylko księcia i mam nadzieję, że nie wybiegniesz o północy – zaśmiała się moja przyjaciółka.
Weszłyśmy dalej do sali. Jeśli wtedy zaparło mi dech to teraz nie mogłam oddychać przez pół minut. Było lepiej niż sobie wyobrażałam. Stałam wpatrując się w pięknie ozdobioną salę. Żarówki zostały spuszczone z sufitu, królował błękit i granat oraz szarość. Wszystko się idealnie komponowało. Na scenie stał dyrektor oraz przewodnicząca szkoły, którzy zaraz mieli nas powitać.
– Witam was wszystkich na balu ostatniej klasy. Kończycie szkołę, będziecie wchodzić w dorosłe życie. Niech ten bal sprawi, że odprężycie się przed egzaminami i będziecie świetnie bawić.
Wszyscy krzyknęli ze szczęścia. Uśmiechnęłam się. To było coś.
– Mam dla ciebie niespodziankę! – krzyknęła Kath do mojego ucha żebym ją słyszała.
Odwróciłam się do niej i zmarszczyłam brwi, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Tłum uczniów zdążył się już zejść z powrotem, muzyka grała głośno i zaczęła się zabawa.
– Jaką niespodziankę? – spytałam.
– Chodź! – pociągnęła mnie ze sobą praktycznie do wyjścia.
– Hej, czekaj. O co chodzi? – próbowałam przekrzyczeć muzykę.
– No nie bądź niecierpliwa, twoja niespodzianka będzie za dwie minuty! – uśmiechnęła się szeroko.
Westchnęłam i pokręciłam tylko głową. Kathleen wyszła na korytarz, po czym wróciła. Pocałowała mnie w policzek i tak po prostu zginęła w tłumie uczniów. Stałam patrząc na tańczących kolegów i koleżanki, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Co ona wymyśliła?
– Vanessa – odchrząknął za mną głos który poznałabym wszędzie. To nie może być prawda.
Powoli się odwróciłam, błagając, by mi się to nie wydawało. Dlaczego... Jak? Przede mną stał Louis, ten Louis. W pięknie dopasowanym smokingu.
– Powiesz coś? – uśmiechnął się z mojej reakcji.
 – Ja... Ty... – Rozejrzałam się, ale gdy wróciłam wzrokiem do Louisa, on wciąż tam wstał, jedną rękę luźno trzymając w kieszeni czarnych spodni. – Jak to możliwe?
– Później ci to wyjaśnię, ale myślę że najpierw chciałabyś zatańczyć i to dla ciebie – podał mi bukiecik kwiatów.
Uśmiechnęłam się, zakładając bukiecik na rękę. Louis wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu swoją. Dla mnie to był sen, z którego mogłam się nie budzić.
– Odezwiesz się? – dał mi kuśtańca w bok. Zaczęliśmy iść do sali balowej. Mogłam poczuć na sobie wzrok wszystkich a raczej ten wzrok był skierowany na mojego partnera.
Jednak on nie odrywał spojrzenia ode mnie, patrzył mi w oczy i przyciągnął do siebie. Zaśmiałam się, nie wierząc ze swojego szczęścia. To było niewiarygodne.
– Wyglądasz jak model. Idealny chłopak z okładki Vogue'a. Jedynie ja nie pasuję.
– Myślę, że pasujesz idealnie. I nie jestem idealny, nikt nie jest – uśmiechnąłem się lekko. Miał takie śliczne oczy.
–  Dla mnie jesteś – powiedziałam wpatrzona w szaroniebieskie tęczówki.
–  Miło mi to słyszeć –  uśmiechnął się i świat wokół nas się zatrzymał.
Liczył się tylko on i ja na tym parkiecie. Ludzie, którzy nas obserwowali nagle zniknęli. Wpatrzona w jego najpiękniejsze oczy dałam się prowadzić do wolnej, spokojnej piosenki. Nie wierzyłam w to że tańczę z nim. Moje najskrytsze marzenia się spełniły. Te marzenia które ukrywałam nawet przed sobą. Oparłam się o niego, obejmując go ramionami. Pachniał drogimi perfumami, który od razu mnie odurzyły. Zamknęłam oczy, kołysząc się z Louisem.
 – Mam nadzieję, że to będzie twój szczęśliwy wieczór – szepnął do mojego ucha.
 – Wiesz, że tak jest. Wiesz, że mogłam o tym marzyć, a ty jesteś tu i ze mną tańczysz. Zupełnie tego nie rozumiem. Dziękuję. – Delikatnie pocałowałam go w policzek.
 – Podziękuj Kath, to w sumie dzięki niej tu jestem. – odparł, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie byliśmy razem, ale chociaż raz chciałam poczuć jak to jest.
Kathleen sprawiła mi ogromną niespodziankę. Musiała to uzgodnić chyba wtedy, gdy spotkali się w studiu. Zaśmiałam się pod nosem, była genialna. Teraz tańczyłam z idolem, a wszyscy inni mogli mi zazdrościć. Louis był dzisiaj dla mnie. Sprawił, że poczułam się wyjątkowa.
♦Louis♦ 
Myślałem o tym balu. Myślałem, że zacznie płakać czy fangirlować. Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, a ja mogłem spędzić z nią trochę czasu. Podczas gdy tańczyliśmy wolny taniec rozmawialiśmy. Obchodziłem ją ja jako Lou, a nie jako Louis z One Direction. Widziałem osoby, które chciały wyciągać telefony i robić zdjęcia. Jednak, jak dyrektor obiecał, nic się nie wydostanie spoza budynku. Zajęliśmy miejsce przy stoliku, a Kath pokazała mi dyskretnie że to czas bym zaśpiewał. Była to jedna z umów. Uśmiechnąłem się do Vanessy i poszedłem w stronę sceny. Ludzie się przede mną rozstępowali jakbym był królem. Nie byłem nim. Wszedłem na scenę i wziąłem mikrofon. – Cóż zakładam, że mnie znacie i nie muszę się przedstawiać. Obiecałem, że zaśpiewam jedną piosenkę. I wybrałem Hero. – powiedziałem do mikrofonu, a moje oczy powędrowały do dziewczyny dla której dziś tu byłem.
Zespół za mną zaczął piosenkę, a ja poprawiłem marynarkę i dotknąłem mikrofonu. Posłałem uśmiech Vanessie, która zarumieniona patrzyła na mnie, splatając dłonie przed sobą. Musiałem przyznać, że w tej sukience wyglądała bardzo kobieco i wdzięcznie. Śpiewając cały czas patrzyłem na nią. Zakrywała usta, nie dowierzając w to wszystko, co było normalną reakcją.  Podeszła do niej Kathleen i objęła ramieniem. Polubiłem je obie, tylko, że to Van miała w sobie urok, który mi się podobał. Była taka lekka, przypominała baletnice o nienagannych zasadach. Chciałem ją poznać. Chciałem ją poznać bardziej niż inne fanki. Chciałem ją poznać prawdziwą. Chciałem, żeby ona poznała mnie prawdziwego. Po raz pierwszy coś takiego poczułem. To wspaniałe być podziwianym przez miliony ludzi, ale lepszym uczuciem jest, gdy jeden człowiek podziwia cię, za to kim jesteś w głębi siebie. W mediach byłem agresywną gwiazdą. W czterech ścianach byłem po prostu Louisem. Dlatego śpiewając tę piosenkę, czułem, że byłem w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Wraz z ostatnim słowem, rozległy się brawa. Drobna blondynka rozpłakała się w ramionach Kathleen.
Oddałem mikrofon i zszedłem ze sceny. Niby nic nie znacząca dla mnie dziewczyna, a jednak jej łzy na mnie podziałały. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, ze chciałbym ją wziąć w ramiona.
Podbiegła do mnie i wzięła za rękę. Nim się zorientowałem szliśmy ku wyjściu.
Zatrzymała się na dole schodów. Nie wiedziałem jak na to wszystko zareagować.
– Chcę cię poznać. Louis, sprawiłeś mi dziś przyjemność. Nie chcę dzielić się tą chwilą z tymi ludźmi, którzy są dla mnie obcy. Którzy zazdroszczą.
– Może się przejdziemy? - wskazałem głową na dróżkę obok.
– Tak. – Zgodziła się od razu.
Zaczęliśmy iść w tamtą stronę. Nie wiedziałem zbytnio jak się odezwać
Cóż, mogłem zacząć rozmowę od głupiego "słuchasz naszej muzyki, to fajnie", ale Przecież dzisiaj miałem być zwykłym chłopakiem. Blondynka delikatnie wsunęła rękę pod moje ramię.
– Wierzysz w cuda? – spytała.
– Zależy jakie, ale tak – odpowiedziałem i spojrzałem na nią kątem oka.
Uśmiechnęła się, spuszczając głowę. Włosy przysłoniły jej czerwone policzki. Była urocza.
– Nigdy nie widziałam cię w naszej szkole. Chyba musiałeś zerwać się przed te trzy lata – udała poważny ton.
– A żebyś wiedziała. Trudno było przetrwać przez tak długi okres, ale dałem radę – odparłem, uśmiechając się pod nosem.
– No i chyba parę razy nie zdałeś, co? – zaśmiała się. Szliśmy w stronę altanki. – Lubiłeś szkołę?
– Nie, zawsze udawałem, że jestem chory. Uciekałem z lekcji. Nienawidziłem się uczyć. Tak chyba mają chłopcy w moim wieku. Obowiązki, odpowiedzialność to nie było dla niej. Wolałem zabawę, ryzyko i adrenalinę, ale jak widzisz, udało mi się zdać.
– Widziałam nagranie twojego musicalu Grease. Myślę, że mógłbyś być dobrym aktorem. Chciałeś iść na studia przed pójściem do programu?
– Chciałem zrobić sobie rok przerwy. A potem może na studia aktorskie. A jakie są twoje plany po szkole?
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi, jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak zrezygnowała. Puściła mnie i podeszła do altanki, oplatując rękoma drewnianą bal. Altanka była oświetlona lampkami oraz ozdobiona różami.
– Chcę pójść na anglistykę. Piszę książki, to sprawia mi radość i potrzebuję tego. Nie umiałabym nie pisać. Zabranie mi długopisu równałoby się z zabraniem ci mikrofonu. Taka metafora. – Oparła się plecami o altankę i spojrzała na mnie.
Podszedłem bliżej niej, uważnie ją obserwując. Wiatr rozwiewał jasne włosy, muskał chłodem jej policzki i poruszał materiałem sukienki. Była piękna, a ja stwierdzając to, ani trochę nie przesadzałem...
– Powinienem coś twojego przeczytać – rzuciłem, wracając na ziemię, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie na nią i gubiłem się we własnych myślach.
– Nie – zaśmiała się.
Nie rozumiałem jej zaprzeczenia. Ona słuchała moich piosenek. To mogło działać w dwie strony.
– Jak dasz mi dobry powód, to może odpuszczę. Ale uważam, że nie masz się czego wstydzić. Na pewno potrafisz pisać.
– Louis, przestań. To nie jest nic warte czytania.
– Skoro tak mówisz to pewnie jest warte, a ty chcesz mnie jedynie zniechęcić – uśmiechnąłem się i stanąłem obok niej.
– No właśnie – zapewniła mnie. – Jeśli teraz zapytałbyś jaki jest mój ulubiony kolor, bez wahania powiedziałabym, że szaroniebieski.
– Dlaczego akurat ten? – spytałem patrząc na nią.
Przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Przesunąłem wzrok na jej malinowe usta.
– Doskonale wiesz dlaczego – mruknęła.
– Ale chcę usłyszeć to od ciebie.
– Bo takiego koloru są twoje oczy – odparła. – Zachowuję się jak bohaterka w moich opowiadaniach. Co za zbieg okoliczności.
– Może, ale czy to ważne? W pewnym sensie twoja bohaterka ma twoje cechy w sobie. To normalne. Ty tworzysz ją na swoje podobieństwo.
Uśmiechnęła się do mnie i poprawiła mi kołnierzyk białej koszuli. I od tamtej chwili zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Typowe pytania o kolor, muzyków, filmy. Ja poznawałem ją, ona poznawala mnie. Siedząc w altance opowiadałem jej te zabawne aspekty mojego życia. Historie z chłopakami, których nigdy nie zapomnę. Dziewczyna śmiała się, odchylając głowę do tyłu. Potarła dłońmi ramiona, gdy zrobiło się chłodniej.
Zdjąłem marynarkę i założyłem na jej plecy. Gdzieś w głębi chciałem się o nią troszczyć i wiedzieć, że nic jej nie grozi. Wmawiałem sobie, że to chwilowe. I miałem nadzieję, że to prawda.
– Odwieziesz mnie do domu? To znaczy, kiedy będziemy musieli wracać – powiedziała, gdy na chwilę zamilkłem.
– Oczywiście, że tak. Nie pozwolę ci wracać samej po nocy – posłałem jej uśmiech.
Chciałem wykorzystać tę noc do samego końca.
– Zawsze mam Kathleen. Chyba, albo już poszła. Więc za kilka dni zagrasz ostatni koncert trasy. Cieszysz się czy będzie ci brakować tego szybkiego tempa, fanów, występów? – spytała.
– Kocham to co robię, ale cieszę się, że w końcu odpocznę. Chociaż w pewnym momencie pewnie będzie mi tego brakować.
– Tak myślałam. Rozmowa z tobą pomogła mi zrozumieć, że nie zapomniałeś kim jesteś, mimo milionów na koncie. - Bawiła się bransoletką, patrząc na mnie.
– Nigdy nie zapomnę kim jestem. Nie chcę zapomnieć. A dzisiejszy wieczór uświadomił mi, że brakowało mi tego. Rozumiesz, tej normalności. Czegoś co nie mam już od dawna. Jestem ograniczony przez zarząd oraz fanów. – Wyznałem. Uważałem, że mogę jej powiedzieć wiele, a ona to zachowa dla siebie. Po prostu te piękne, niebieskie oczy nie potrafiły kłamać.
Czułem, że odrywam siebie, że coraz lepiej znam Vanessę. Nie chciałem wracać, bo to oznaczało rozstanie. Dla mnie to mogło trwać i trwać. Bylem po prostu szczęśliwy. Nikt nie mógł odebrać nam tych chwil. Odwiozłem blondynkę do domu. Nic nie mówiła przez całą krótką drogę. Dopiero pod drzwiami spojrzała na mnie, a po jej policzkach splynely łzy.
– Nie płacz, kochanie – powiedziałem i otarłem łzy z jej policzka.
– Po prostu nie chcę... nie chcę wracać do rzeczywistości, w której cię nie ma – szepnęła.
– Będę zawsze w twoim sercu i zawsze możesz do mnie napisać.
– A odpiszesz mi? - uśmiechnęła się. Oplotła rękoma moją szyję i pocałowała mnie w policzek. – Dziękuję.
– Odpiszę ci. Obiecuje - wtuliła się we mnie. Objąłem ją w pasie i położyłem brodę na czubku jej głowy.
Tak, Louis Tomlinson czuł się dobrze przy dopiero poznanej dziewczynie. Myślałem, że ulgę przynoszą mi imprezy i alkohol, ale myliłem się. Wystarczył po prostu bal, a ja jestem szczęśliwy. Staliśmy tak dość długo, aż Ness oddala mi marynarkę. Zdjęła z szyi łańcuszek i podała mi go.
– Jeśli się nie spotkamy, to pamiętaj o mnie. – Poprosiła i otworzyła drzwi.
– Będę pamiętać. – lekko się uśmiechnąłem. Pocałowałem ją ostatni raz w policzek. – Do zobaczenia.
– Dobranoc – odparła i weszła do środka.
Poczułem się znowu samotny. Jakby cała moja radość wyparowała. Spojrzałem na wisiorek w mojej dłoni, lekko się uśmiechając. Zrobię wszystko, żeby cię jeszcze spotkać, Ness.


czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 7

♦Louis♦
– Chyba cię pojebało, Louis! – krzyknął Liam, gdy usłyszał o moim pomyśle. 
Czego ja się mogłem spodziewać? Wsparcia od nich nie dostałem, wiedziałem, że tak zareagują. Martwili się o reakcje fanów, menadżerów i nie znali przecież tej dziewczyny. Ja w zasadzie również. Pomysł był ryzykowny. Jednakże Vanessa wydawała się być poukładaną dziewczyną, nie posądzałbym ją o to, że będzie chciała wykorzystać moją zgodę i obecność na balu. Czułem, że w jakiś sposób mogłem zaufać tej młodej blondynce. Kathleen była ze mną w stałym kontakcie. Trochę dowiedziałem się o jej przyjaciółce, to ułatwiało sprawę.  Cały czas mnie pytała o ulubiony kolor, bo niedługo będą kupować sukienki. Nadal dziwiłem się po co będzie kupować pod kolor, ale tłumaczyła się tym, że mam mieć taki sam krawat.
– Możecie wyluzować? To tylko bal. Sprawie, że dla tej dziewczyny będzie on niezapomniany. Ona nawet nie wie, co planujemy. – Zapewniłem, siadając na czerwonej kanapie.
 – Ale potem nie mów, że fanki mówią różne rzeczy. – Liam oparł się o ścianę.
Wywróciłem oczami na jego słowa. To była głupota. Byłem młody i miałem do jasnej cholery, prawo ryzykować. Oczywiście, obowiązywał mnie kontrakt, jednak ja nie wychodziłem poza wyznaczone granice.
Harry założył koszulę i zapiął guziki, po czym spojrzał na mnie. Nic nie musiał mówić. Widziałem w jego oczach, że on popiera mój pomysł. Cieszyłem się z tego, że mam chociaż w jednej osobie wsparcie. Jednak zakładam, że gdyby jakaś spokojna dziewczyna spytała o to któregoś z chłopaków, zgodziliby się. Chciałem być raz normalnym chłopakiem, normalnym Louisem. Zapomniałem jak to być nastolatkiem, mieć prywatność. Dlatego się zgodziłem. 
Wstałem z kanapy i wziąłem telefon, żeby znaleźć Vanessę na Twitterze. Znalazłem ją dosyć szybko. Wcisnąłem follow przy jej profilu i zacząłem go przeglądać. Pisała o tym jak mnie spotkała, widziałem jak broniła mnie przed hejtami. Podziwiałem ją, bo widziałem że nie było łatwo. A hejty raniły ludzi, nawet jak nie dali po sobie tego poznać. Przez cztery lata od kiedy byłem w zespole przywykłem do tego. Czasami coś we mnie pękało, po prostu musiałem usiąść sam, wypić butelkę wódki i pomyśleć nad własnym życiem. Potem mi przechodziło. Należałem do osób upartych i agresywnych. Wystarczyło, że paparazzi wyprowadzili mnie z równowagi. Naskakiwałem na nich, nie potrafiąc się powstrzymać. To samo było, gdy ktoś obrażał moich przyjaciół czy fanów. Stałem w ich obronie i nie obchodziły mnie konsekwencje moich czynów. Westchnąłem i przetarłem dłońmi twarz. Nie mogłem się doczekać tego dnia, dnia balu, w którym oderwę się od rzeczywistości. 
♦Vanessa♦
Siedziałam z Kathleen w sklepie wybierałyśmy sukienki. Nie wiem ile już przymierzyłam. To było... za dużo. Nie pasowały mi. Szukałam sukienki, która leżałaby na mnie idealnie, byłaby perfekcyjna. Przecież miał być to wyjątkowy wieczór, chciałam czuć się inaczej niż zwykle.
– A ta czerwona? Zobacz, w sumie jest ładna, podkreśla twoje walory, na ciebie leżałaby jak ulał. – Kath  podała mi sukienkę.
– Dziękuję. – Wstałam, biorąc od niej materiał.
Pocałowałam blondynkę w policzek i poszłam do przymierzalni.
 – Podziękujesz jeśli to będzie odpowiednia sukienka! – zaśmiała się.
Zaczęłam się rozbierać, żeby założyć piękną sukienkę. Miałam nadzieję, że będzie pasowała, ale jednak się zawiodłam. Za bardzo rzucała się w oczy i odstawała przy piersiach. Spojrzałam smutno w lustro. Byłam wysoka, ale szczupła i tu był problem. Często wszystko było za duże. 
Zdjęłam z siebie czerwony materiał, który mi się podobał, a był za mały i  w tym samym momencie do środka zajrzała Kathleen z kolejnym wieszakiem. Tym razem była to bladoróżowa kreacja.
– Po co mam tam iść, Kath? – spytałam, przebierając się przy niej. – Nawet nie mam partnera.
– Nie musisz mieć partnera, by dobrze się bawić. Poza tym wiem, że chcesz iść. Marzyłaś o tym od zawsze, każdą wizję na temat balu zapisujesz w tym swoim pamiętniku. Czy brak partnera ma przekreślić twoje marzenia?
Kiwnęłam głową, bo Kathleen miała rację. Ten dzień nigdy miał się nie powtórzyć, nie będzie drugiej szansy. 
– Ale będę czuła się głupio – mruknęłam. 
Kathleen zapięła mi sukienkę i poprawiła włosy, posyłając uśmiech.
 – Więc ja będę twoją partnerką – zaproponowała. – Nie martw się. Dopilnuję, by ten bal był niezapomniany. Nawet jeśli będę musiała ubrać garnitur. 
Wybuchnęłam śmiechem, przeglądając się w lustrze. Tylko Kathleen miała takie pomysły, ale musiałam przyznać, że chciałam pójść z nią, to zawsze lepiej niż samemu. Poza tym ja i Kath pasowałyśmy do siebie idealnie.
– Aż tak to nie, ubierz sukienkę. A teraz zobacz. – Obkręciłam się wokół własnej osi. – Piękna, jest po prostu piękna i leży idealnie.
 – Bierzesz ją! – krzyknęła moja przyjaciółka.
Byłam pewna, że co najmniej połowa osób się odwróciła. Dobrze, że byłyśmy w przymierzalni i nikt nas nie widział. Tylko ona potrafi zrobić taki przypal. Pokręciłam głową i zdjęłam sukienkę. Kiedy się ubrałam, wyszłyśmy z przebieralni. Poszłyśmy do kasy, wcześniej biorąc czarne szpilki do sukienki. Zapłaciłam za rzeczy zadowolona. W końcu miałam wymarzoną sukienkę. Poszłam z Kathleen na kawę. Mogło mi pokazać tatuaż, ponieważ rano zdjęła opatrunek. Jaskółka na nadgarstku była delikatnym symbolem wolności dla mojej przyjaciółki. Pasowało do niej. Zaczęłam się zastanawiać czy samemu nie zrobić. Tylko mój problem polegał na tym, że nie umiałam się zdecydować. Tu chciałam cytat, tam coś jeszcze innego. Tatuaż miał być na wieczność. To musiała być przemyślana decyzja.
– Z kim tak piszesz? – spytałam, patrząc na Kath, która trzymała telefon.
– Z tajemniczym wielbicielem, który grozi, że mnie zgwałci – powiedziała z grobową miną.
– Kathleen! – krzyknęłam. Chciałam wiedzieć, może to Tyler.
– Powiem ci niedługo, ale na razie zostawmy to w spokoju.  – Odłożyła telefon.
– Trzymam za słowo. – Dopiłam kawę. Droga Kathleen miała przede mną tajemnice.
– Nie złość się na mnie proszę. Kupię ci ciastko.
– Nie jestem zła. Spokojnie. Wracamy? – Spojrzałam na zegarek.  Było już po pierwszej.
– Tak wracamy i tak już obeszłyśmy całe centrum
Kiwnęłam głową i wstałam. Wzielysmy rzeczy, po czym poszłyśmy na autobus. Droga do domu trwała piętnaście minut, podczas której zaczęło padać, zgnietli nas ludzie oraz Kath prawie zgubiła telefon. Na szczęście udało jej się go zabrać z fotela zanim wysiadłyśmy. Podziękowałam przyjaciółce za udaną sobotę, bo wiedziałam, że ona nie za bardzo lubiła zakupy i poszłam do domu. W końcu...
Gdy zmęczona leżałam na łóżku, mama odgrzewała mi obiad, dostałam kilka powiadomień na Twitterze. W tym jedno bardzo wyjątkowe. Louis Tomlinson zaczął mnie obserwować. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten rok jak do tej pory był naprawdę dobry. Nie spodziewałam się, aż tylu pięknych chwil z moim idolem. Tak jakby los się do mnie uśmiechnął. Dostałam follow, a na dodatek spotkałam Louisa. Koncert, mecz, teraz to. Usiadłam na łóżku, śmiejąc się do siebie. Wszystkie moje przeżycie musiałam zapisać w pamiętniku, który szczegółowo prowadziłam. To było dla mnie ważne. Zachowywałam wspomnienia na dłużej. 
– Skarbie, obiad. – Mama zajrzała do pokoju, posyłając mi uśmiech.
– Nie uwierzysz – uśmiechnęłam się szeroko.
– Co się stało? –Podeszła bliżej.
– Dostałam follow od Louisa!
 – Gratuluję – zaśmiała się i podała mi rękę.
 - A dziękuję - również się zaśmiałam
Poszłam z mamą na dol. Jadłam obiad podekscytowana jak nigdy. Nie spamowałam do niego, to był po prostu przypadek. Zrobił mi ogromną niespodziankę. Zastanawiałam się cały czas dlaczego ja. Nie wyróżniałam się na twitterze, nie miał jak mnie znaleźć w powiadomieniach, więc musiał to zrobić celowo. Tym bardziej byłam podekscytowana. Mój idol chciał mnie obserwować. Oczywiście na świecie były ważniejsze rzeczy, niż jakieś follow, ale jednak i to mnie cieszyło. Nie potrzebowałam wiele do szczęścia. Nawet moja mama rozumiała, to co czułam. Specjalnie dla Louisa poświęciłam czyste kartki papieru, których teraz nie dało się już zliczyć. Moja inspiracja wiedziała, że istnieję...