czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 7

♦Louis♦
– Chyba cię pojebało, Louis! – krzyknął Liam, gdy usłyszał o moim pomyśle. 
Czego ja się mogłem spodziewać? Wsparcia od nich nie dostałem, wiedziałem, że tak zareagują. Martwili się o reakcje fanów, menadżerów i nie znali przecież tej dziewczyny. Ja w zasadzie również. Pomysł był ryzykowny. Jednakże Vanessa wydawała się być poukładaną dziewczyną, nie posądzałbym ją o to, że będzie chciała wykorzystać moją zgodę i obecność na balu. Czułem, że w jakiś sposób mogłem zaufać tej młodej blondynce. Kathleen była ze mną w stałym kontakcie. Trochę dowiedziałem się o jej przyjaciółce, to ułatwiało sprawę.  Cały czas mnie pytała o ulubiony kolor, bo niedługo będą kupować sukienki. Nadal dziwiłem się po co będzie kupować pod kolor, ale tłumaczyła się tym, że mam mieć taki sam krawat.
– Możecie wyluzować? To tylko bal. Sprawie, że dla tej dziewczyny będzie on niezapomniany. Ona nawet nie wie, co planujemy. – Zapewniłem, siadając na czerwonej kanapie.
 – Ale potem nie mów, że fanki mówią różne rzeczy. – Liam oparł się o ścianę.
Wywróciłem oczami na jego słowa. To była głupota. Byłem młody i miałem do jasnej cholery, prawo ryzykować. Oczywiście, obowiązywał mnie kontrakt, jednak ja nie wychodziłem poza wyznaczone granice.
Harry założył koszulę i zapiął guziki, po czym spojrzał na mnie. Nic nie musiał mówić. Widziałem w jego oczach, że on popiera mój pomysł. Cieszyłem się z tego, że mam chociaż w jednej osobie wsparcie. Jednak zakładam, że gdyby jakaś spokojna dziewczyna spytała o to któregoś z chłopaków, zgodziliby się. Chciałem być raz normalnym chłopakiem, normalnym Louisem. Zapomniałem jak to być nastolatkiem, mieć prywatność. Dlatego się zgodziłem. 
Wstałem z kanapy i wziąłem telefon, żeby znaleźć Vanessę na Twitterze. Znalazłem ją dosyć szybko. Wcisnąłem follow przy jej profilu i zacząłem go przeglądać. Pisała o tym jak mnie spotkała, widziałem jak broniła mnie przed hejtami. Podziwiałem ją, bo widziałem że nie było łatwo. A hejty raniły ludzi, nawet jak nie dali po sobie tego poznać. Przez cztery lata od kiedy byłem w zespole przywykłem do tego. Czasami coś we mnie pękało, po prostu musiałem usiąść sam, wypić butelkę wódki i pomyśleć nad własnym życiem. Potem mi przechodziło. Należałem do osób upartych i agresywnych. Wystarczyło, że paparazzi wyprowadzili mnie z równowagi. Naskakiwałem na nich, nie potrafiąc się powstrzymać. To samo było, gdy ktoś obrażał moich przyjaciół czy fanów. Stałem w ich obronie i nie obchodziły mnie konsekwencje moich czynów. Westchnąłem i przetarłem dłońmi twarz. Nie mogłem się doczekać tego dnia, dnia balu, w którym oderwę się od rzeczywistości. 
♦Vanessa♦
Siedziałam z Kathleen w sklepie wybierałyśmy sukienki. Nie wiem ile już przymierzyłam. To było... za dużo. Nie pasowały mi. Szukałam sukienki, która leżałaby na mnie idealnie, byłaby perfekcyjna. Przecież miał być to wyjątkowy wieczór, chciałam czuć się inaczej niż zwykle.
– A ta czerwona? Zobacz, w sumie jest ładna, podkreśla twoje walory, na ciebie leżałaby jak ulał. – Kath  podała mi sukienkę.
– Dziękuję. – Wstałam, biorąc od niej materiał.
Pocałowałam blondynkę w policzek i poszłam do przymierzalni.
 – Podziękujesz jeśli to będzie odpowiednia sukienka! – zaśmiała się.
Zaczęłam się rozbierać, żeby założyć piękną sukienkę. Miałam nadzieję, że będzie pasowała, ale jednak się zawiodłam. Za bardzo rzucała się w oczy i odstawała przy piersiach. Spojrzałam smutno w lustro. Byłam wysoka, ale szczupła i tu był problem. Często wszystko było za duże. 
Zdjęłam z siebie czerwony materiał, który mi się podobał, a był za mały i  w tym samym momencie do środka zajrzała Kathleen z kolejnym wieszakiem. Tym razem była to bladoróżowa kreacja.
– Po co mam tam iść, Kath? – spytałam, przebierając się przy niej. – Nawet nie mam partnera.
– Nie musisz mieć partnera, by dobrze się bawić. Poza tym wiem, że chcesz iść. Marzyłaś o tym od zawsze, każdą wizję na temat balu zapisujesz w tym swoim pamiętniku. Czy brak partnera ma przekreślić twoje marzenia?
Kiwnęłam głową, bo Kathleen miała rację. Ten dzień nigdy miał się nie powtórzyć, nie będzie drugiej szansy. 
– Ale będę czuła się głupio – mruknęłam. 
Kathleen zapięła mi sukienkę i poprawiła włosy, posyłając uśmiech.
 – Więc ja będę twoją partnerką – zaproponowała. – Nie martw się. Dopilnuję, by ten bal był niezapomniany. Nawet jeśli będę musiała ubrać garnitur. 
Wybuchnęłam śmiechem, przeglądając się w lustrze. Tylko Kathleen miała takie pomysły, ale musiałam przyznać, że chciałam pójść z nią, to zawsze lepiej niż samemu. Poza tym ja i Kath pasowałyśmy do siebie idealnie.
– Aż tak to nie, ubierz sukienkę. A teraz zobacz. – Obkręciłam się wokół własnej osi. – Piękna, jest po prostu piękna i leży idealnie.
 – Bierzesz ją! – krzyknęła moja przyjaciółka.
Byłam pewna, że co najmniej połowa osób się odwróciła. Dobrze, że byłyśmy w przymierzalni i nikt nas nie widział. Tylko ona potrafi zrobić taki przypal. Pokręciłam głową i zdjęłam sukienkę. Kiedy się ubrałam, wyszłyśmy z przebieralni. Poszłyśmy do kasy, wcześniej biorąc czarne szpilki do sukienki. Zapłaciłam za rzeczy zadowolona. W końcu miałam wymarzoną sukienkę. Poszłam z Kathleen na kawę. Mogło mi pokazać tatuaż, ponieważ rano zdjęła opatrunek. Jaskółka na nadgarstku była delikatnym symbolem wolności dla mojej przyjaciółki. Pasowało do niej. Zaczęłam się zastanawiać czy samemu nie zrobić. Tylko mój problem polegał na tym, że nie umiałam się zdecydować. Tu chciałam cytat, tam coś jeszcze innego. Tatuaż miał być na wieczność. To musiała być przemyślana decyzja.
– Z kim tak piszesz? – spytałam, patrząc na Kath, która trzymała telefon.
– Z tajemniczym wielbicielem, który grozi, że mnie zgwałci – powiedziała z grobową miną.
– Kathleen! – krzyknęłam. Chciałam wiedzieć, może to Tyler.
– Powiem ci niedługo, ale na razie zostawmy to w spokoju.  – Odłożyła telefon.
– Trzymam za słowo. – Dopiłam kawę. Droga Kathleen miała przede mną tajemnice.
– Nie złość się na mnie proszę. Kupię ci ciastko.
– Nie jestem zła. Spokojnie. Wracamy? – Spojrzałam na zegarek.  Było już po pierwszej.
– Tak wracamy i tak już obeszłyśmy całe centrum
Kiwnęłam głową i wstałam. Wzielysmy rzeczy, po czym poszłyśmy na autobus. Droga do domu trwała piętnaście minut, podczas której zaczęło padać, zgnietli nas ludzie oraz Kath prawie zgubiła telefon. Na szczęście udało jej się go zabrać z fotela zanim wysiadłyśmy. Podziękowałam przyjaciółce za udaną sobotę, bo wiedziałam, że ona nie za bardzo lubiła zakupy i poszłam do domu. W końcu...
Gdy zmęczona leżałam na łóżku, mama odgrzewała mi obiad, dostałam kilka powiadomień na Twitterze. W tym jedno bardzo wyjątkowe. Louis Tomlinson zaczął mnie obserwować. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten rok jak do tej pory był naprawdę dobry. Nie spodziewałam się, aż tylu pięknych chwil z moim idolem. Tak jakby los się do mnie uśmiechnął. Dostałam follow, a na dodatek spotkałam Louisa. Koncert, mecz, teraz to. Usiadłam na łóżku, śmiejąc się do siebie. Wszystkie moje przeżycie musiałam zapisać w pamiętniku, który szczegółowo prowadziłam. To było dla mnie ważne. Zachowywałam wspomnienia na dłużej. 
– Skarbie, obiad. – Mama zajrzała do pokoju, posyłając mi uśmiech.
– Nie uwierzysz – uśmiechnęłam się szeroko.
– Co się stało? –Podeszła bliżej.
– Dostałam follow od Louisa!
 – Gratuluję – zaśmiała się i podała mi rękę.
 - A dziękuję - również się zaśmiałam
Poszłam z mamą na dol. Jadłam obiad podekscytowana jak nigdy. Nie spamowałam do niego, to był po prostu przypadek. Zrobił mi ogromną niespodziankę. Zastanawiałam się cały czas dlaczego ja. Nie wyróżniałam się na twitterze, nie miał jak mnie znaleźć w powiadomieniach, więc musiał to zrobić celowo. Tym bardziej byłam podekscytowana. Mój idol chciał mnie obserwować. Oczywiście na świecie były ważniejsze rzeczy, niż jakieś follow, ale jednak i to mnie cieszyło. Nie potrzebowałam wiele do szczęścia. Nawet moja mama rozumiała, to co czułam. Specjalnie dla Louisa poświęciłam czyste kartki papieru, których teraz nie dało się już zliczyć. Moja inspiracja wiedziała, że istnieję...

1 komentarz: