Wygładziłam materiał sukienki i poprawiłam długie, jasne włosy. Mama bardzo długo pracowała dzisiaj nad moim makijażem, a efekt był cudowny. Wyglądałam sto razy piękniej, lepiej. Chciałabym zachować ten obraz siebie na dłużej. Uśmiechnęłam się do odbicia i wzięłam z biurka złoty łańcuszek, żeby zawiesić go na szyi.
Był w kształcie znaku nieskończoności. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie Kath. Miałyśmy iść razem, skoro i tak nie miałyśmy partnerów
– Moja piękna dziewczyna – powiedziała, wyciągając rękę. – Nie patrz tak. Dzisiaj nią jesteś. I cóż, szkoda, że tylko dzisiaj.
Jej słowa były trochę dziwne. Nie do końca wiedziałam, co ma na myśli. Wydawała się, jakby mówić z nadzieją w głosie. Dlaczego? Niepewnie złapałam ją za rękę i posłałam delikatny uśmiech. Może źle zrozumiałam i niepotrzebnie nad tym rozmyślałam.
– Piękne dziewczyny! – krzyknął mój tata pojawiając się w kuchni.
– Dzięki – odpowiedziałyśmy równo.
Oczywiście musiał nam zrobić zdjęcie. Musiałam przyznać, że Kathleen była bardzo ładnie ubrana. Biała czarno białą sukienkę w szachownice i wysokie szpilki, bo była średniego wzrostu. Włosy zostawiła w spokoju nic z nimi nie robiąc, a makijaż dopełniła czerwoną szminką. Wyglądała seksownie, musiałam to przyznać i z drugiej strony wiedziałam, że Kath była tego świadoma. Objęłam ją ramieniem i pocałowałam w policzek. Ostatnie zdjęcie, tata w końcu odłożył aparat i zaprowadził nas do samochodu. Mama chwilę później pojawiła się na krawężniku, by nas przytulić i życzyć udanej zabawy. Wsiadłam do samochodu, uważając na sukienkę i zaraz dołączyła do mnie przyjaciółka. Wyglądałam przez okno, gdy tata prowadził samochód. Jeszcze kilka minut, wszystko się zacznie, nasz ostatni wieczór... Taki wyjątkowy wieczór.
Szkoła była oświetlona lampkami, co wyglądało magicznie. Szłyśmy z Kathleen pod ramię, uśmiechając się i podziwiając całą dekorację. Na wejściu zrobili nam zdjęcia, które później będziemy mogły odebrać.
– Jak w pałacu. Czuję się jak Kopciuszek – powiedziałam podekscytowana.
– Cóż, brakuje tylko księcia i mam nadzieję, że nie wybiegniesz o północy – zaśmiała się moja przyjaciółka.
Weszłyśmy dalej do sali. Jeśli wtedy zaparło mi dech to teraz nie mogłam oddychać przez pół minut. Było lepiej niż sobie wyobrażałam. Stałam wpatrując się w pięknie ozdobioną salę. Żarówki zostały spuszczone z sufitu, królował błękit i granat oraz szarość. Wszystko się idealnie komponowało. Na scenie stał dyrektor oraz przewodnicząca szkoły, którzy zaraz mieli nas powitać.
– Witam was wszystkich na balu ostatniej klasy. Kończycie szkołę, będziecie wchodzić w dorosłe życie. Niech ten bal sprawi, że odprężycie się przed egzaminami i będziecie świetnie bawić.
Wszyscy krzyknęli ze szczęścia. Uśmiechnęłam się. To było coś.
– Mam dla ciebie niespodziankę! – krzyknęła Kath do mojego ucha żebym ją słyszała.
Odwróciłam się do niej i zmarszczyłam brwi, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Tłum uczniów zdążył się już zejść z powrotem, muzyka grała głośno i zaczęła się zabawa.
– Jaką niespodziankę? – spytałam.
– Chodź! – pociągnęła mnie ze sobą praktycznie do wyjścia.
– Hej, czekaj. O co chodzi? – próbowałam przekrzyczeć muzykę.
– No nie bądź niecierpliwa, twoja niespodzianka będzie za dwie minuty! – uśmiechnęła się szeroko.
Westchnęłam i pokręciłam tylko głową. Kathleen wyszła na korytarz, po czym wróciła. Pocałowała mnie w policzek i tak po prostu zginęła w tłumie uczniów. Stałam patrząc na tańczących kolegów i koleżanki, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Co ona wymyśliła?
– Vanessa – odchrząknął za mną głos który poznałabym wszędzie. To nie może być prawda.
Powoli się odwróciłam, błagając, by mi się to nie wydawało. Dlaczego... Jak? Przede mną stał Louis, ten Louis. W pięknie dopasowanym smokingu.
– Powiesz coś? – uśmiechnął się z mojej reakcji.
– Ja... Ty... – Rozejrzałam się, ale gdy wróciłam wzrokiem do Louisa, on wciąż tam wstał, jedną rękę luźno trzymając w kieszeni czarnych spodni. – Jak to możliwe?
– Później ci to wyjaśnię, ale myślę że najpierw chciałabyś zatańczyć i to dla ciebie – podał mi bukiecik kwiatów.
Uśmiechnęłam się, zakładając bukiecik na rękę. Louis wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu swoją. Dla mnie to był sen, z którego mogłam się nie budzić.
– Odezwiesz się? – dał mi kuśtańca w bok. Zaczęliśmy iść do sali balowej. Mogłam poczuć na sobie wzrok wszystkich a raczej ten wzrok był skierowany na mojego partnera.
Jednak on nie odrywał spojrzenia ode mnie, patrzył mi w oczy i przyciągnął do siebie. Zaśmiałam się, nie wierząc ze swojego szczęścia. To było niewiarygodne.
– Wyglądasz jak model. Idealny chłopak z okładki Vogue'a. Jedynie ja nie pasuję.
– Myślę, że pasujesz idealnie. I nie jestem idealny, nikt nie jest – uśmiechnąłem się lekko. Miał takie śliczne oczy.
– Dla mnie jesteś – powiedziałam wpatrzona w szaroniebieskie tęczówki.
– Miło mi to słyszeć – uśmiechnął się i świat wokół nas się zatrzymał.
Liczył się tylko on i ja na tym parkiecie. Ludzie, którzy nas obserwowali nagle zniknęli. Wpatrzona w jego najpiękniejsze oczy dałam się prowadzić do wolnej, spokojnej piosenki. Nie wierzyłam w to że tańczę z nim. Moje najskrytsze marzenia się spełniły. Te marzenia które ukrywałam nawet przed sobą. Oparłam się o niego, obejmując go ramionami. Pachniał drogimi perfumami, który od razu mnie odurzyły. Zamknęłam oczy, kołysząc się z Louisem.
– Mam nadzieję, że to będzie twój szczęśliwy wieczór – szepnął do mojego ucha.
– Wiesz, że tak jest. Wiesz, że mogłam o tym marzyć, a ty jesteś tu i ze mną tańczysz. Zupełnie tego nie rozumiem. Dziękuję. – Delikatnie pocałowałam go w policzek.
– Podziękuj Kath, to w sumie dzięki niej tu jestem. – odparł, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie byliśmy razem, ale chociaż raz chciałam poczuć jak to jest.
Kathleen sprawiła mi ogromną niespodziankę. Musiała to uzgodnić chyba wtedy, gdy spotkali się w studiu. Zaśmiałam się pod nosem, była genialna. Teraz tańczyłam z idolem, a wszyscy inni mogli mi zazdrościć. Louis był dzisiaj dla mnie. Sprawił, że poczułam się wyjątkowa.
Zespół za mną zaczął piosenkę, a ja poprawiłem marynarkę i dotknąłem mikrofonu. Posłałem uśmiech Vanessie, która zarumieniona patrzyła na mnie, splatając dłonie przed sobą. Musiałem przyznać, że w tej sukience wyglądała bardzo kobieco i wdzięcznie. Śpiewając cały czas patrzyłem na nią. Zakrywała usta, nie dowierzając w to wszystko, co było normalną reakcją. Podeszła do niej Kathleen i objęła ramieniem. Polubiłem je obie, tylko, że to Van miała w sobie urok, który mi się podobał. Była taka lekka, przypominała baletnice o nienagannych zasadach. Chciałem ją poznać. Chciałem ją poznać bardziej niż inne fanki. Chciałem ją poznać prawdziwą. Chciałem, żeby ona poznała mnie prawdziwego. Po raz pierwszy coś takiego poczułem. To wspaniałe być podziwianym przez miliony ludzi, ale lepszym uczuciem jest, gdy jeden człowiek podziwia cię, za to kim jesteś w głębi siebie. W mediach byłem agresywną gwiazdą. W czterech ścianach byłem po prostu Louisem. Dlatego śpiewając tę piosenkę, czułem, że byłem w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Wraz z ostatnim słowem, rozległy się brawa. Drobna blondynka rozpłakała się w ramionach Kathleen.
Oddałem mikrofon i zszedłem ze sceny. Niby nic nie znacząca dla mnie dziewczyna, a jednak jej łzy na mnie podziałały. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, ze chciałbym ją wziąć w ramiona.
Podbiegła do mnie i wzięła za rękę. Nim się zorientowałem szliśmy ku wyjściu.
Zatrzymała się na dole schodów. Nie wiedziałem jak na to wszystko zareagować.
– Chcę cię poznać. Louis, sprawiłeś mi dziś przyjemność. Nie chcę dzielić się tą chwilą z tymi ludźmi, którzy są dla mnie obcy. Którzy zazdroszczą.
– Może się przejdziemy? - wskazałem głową na dróżkę obok.
– Tak. – Zgodziła się od razu.
Zaczęliśmy iść w tamtą stronę. Nie wiedziałem zbytnio jak się odezwać
Cóż, mogłem zacząć rozmowę od głupiego "słuchasz naszej muzyki, to fajnie", ale Przecież dzisiaj miałem być zwykłym chłopakiem. Blondynka delikatnie wsunęła rękę pod moje ramię.
– Wierzysz w cuda? – spytała.
– Zależy jakie, ale tak – odpowiedziałem i spojrzałem na nią kątem oka.
Uśmiechnęła się, spuszczając głowę. Włosy przysłoniły jej czerwone policzki. Była urocza.
– Nigdy nie widziałam cię w naszej szkole. Chyba musiałeś zerwać się przed te trzy lata – udała poważny ton.
– A żebyś wiedziała. Trudno było przetrwać przez tak długi okres, ale dałem radę – odparłem, uśmiechając się pod nosem.
– No i chyba parę razy nie zdałeś, co? – zaśmiała się. Szliśmy w stronę altanki. – Lubiłeś szkołę?
– Nie, zawsze udawałem, że jestem chory. Uciekałem z lekcji. Nienawidziłem się uczyć. Tak chyba mają chłopcy w moim wieku. Obowiązki, odpowiedzialność to nie było dla niej. Wolałem zabawę, ryzyko i adrenalinę, ale jak widzisz, udało mi się zdać.
– Widziałam nagranie twojego musicalu Grease. Myślę, że mógłbyś być dobrym aktorem. Chciałeś iść na studia przed pójściem do programu?
– Chciałem zrobić sobie rok przerwy. A potem może na studia aktorskie. A jakie są twoje plany po szkole?
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi, jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak zrezygnowała. Puściła mnie i podeszła do altanki, oplatując rękoma drewnianą bal. Altanka była oświetlona lampkami oraz ozdobiona różami.
– Chcę pójść na anglistykę. Piszę książki, to sprawia mi radość i potrzebuję tego. Nie umiałabym nie pisać. Zabranie mi długopisu równałoby się z zabraniem ci mikrofonu. Taka metafora. – Oparła się plecami o altankę i spojrzała na mnie.
Podszedłem bliżej niej, uważnie ją obserwując. Wiatr rozwiewał jasne włosy, muskał chłodem jej policzki i poruszał materiałem sukienki. Była piękna, a ja stwierdzając to, ani trochę nie przesadzałem...
– Powinienem coś twojego przeczytać – rzuciłem, wracając na ziemię, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie na nią i gubiłem się we własnych myślach.
– Nie – zaśmiała się.
Nie rozumiałem jej zaprzeczenia. Ona słuchała moich piosenek. To mogło działać w dwie strony.
– Jak dasz mi dobry powód, to może odpuszczę. Ale uważam, że nie masz się czego wstydzić. Na pewno potrafisz pisać.
– Louis, przestań. To nie jest nic warte czytania.
– Skoro tak mówisz to pewnie jest warte, a ty chcesz mnie jedynie zniechęcić – uśmiechnąłem się i stanąłem obok niej.
– No właśnie – zapewniła mnie. – Jeśli teraz zapytałbyś jaki jest mój ulubiony kolor, bez wahania powiedziałabym, że szaroniebieski.
– Dlaczego akurat ten? – spytałem patrząc na nią.
Przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Przesunąłem wzrok na jej malinowe usta.
– Doskonale wiesz dlaczego – mruknęła.
– Ale chcę usłyszeć to od ciebie.
– Bo takiego koloru są twoje oczy – odparła. – Zachowuję się jak bohaterka w moich opowiadaniach. Co za zbieg okoliczności.
– Może, ale czy to ważne? W pewnym sensie twoja bohaterka ma twoje cechy w sobie. To normalne. Ty tworzysz ją na swoje podobieństwo.
Uśmiechnęła się do mnie i poprawiła mi kołnierzyk białej koszuli. I od tamtej chwili zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Typowe pytania o kolor, muzyków, filmy. Ja poznawałem ją, ona poznawala mnie. Siedząc w altance opowiadałem jej te zabawne aspekty mojego życia. Historie z chłopakami, których nigdy nie zapomnę. Dziewczyna śmiała się, odchylając głowę do tyłu. Potarła dłońmi ramiona, gdy zrobiło się chłodniej.
Zdjąłem marynarkę i założyłem na jej plecy. Gdzieś w głębi chciałem się o nią troszczyć i wiedzieć, że nic jej nie grozi. Wmawiałem sobie, że to chwilowe. I miałem nadzieję, że to prawda.
– Odwieziesz mnie do domu? To znaczy, kiedy będziemy musieli wracać – powiedziała, gdy na chwilę zamilkłem.
– Oczywiście, że tak. Nie pozwolę ci wracać samej po nocy – posłałem jej uśmiech.
Chciałem wykorzystać tę noc do samego końca.
– Zawsze mam Kathleen. Chyba, albo już poszła. Więc za kilka dni zagrasz ostatni koncert trasy. Cieszysz się czy będzie ci brakować tego szybkiego tempa, fanów, występów? – spytała.
– Kocham to co robię, ale cieszę się, że w końcu odpocznę. Chociaż w pewnym momencie pewnie będzie mi tego brakować.
– Tak myślałam. Rozmowa z tobą pomogła mi zrozumieć, że nie zapomniałeś kim jesteś, mimo milionów na koncie. - Bawiła się bransoletką, patrząc na mnie.
– Nigdy nie zapomnę kim jestem. Nie chcę zapomnieć. A dzisiejszy wieczór uświadomił mi, że brakowało mi tego. Rozumiesz, tej normalności. Czegoś co nie mam już od dawna. Jestem ograniczony przez zarząd oraz fanów. – Wyznałem. Uważałem, że mogę jej powiedzieć wiele, a ona to zachowa dla siebie. Po prostu te piękne, niebieskie oczy nie potrafiły kłamać.
Czułem, że odrywam siebie, że coraz lepiej znam Vanessę. Nie chciałem wracać, bo to oznaczało rozstanie. Dla mnie to mogło trwać i trwać. Bylem po prostu szczęśliwy. Nikt nie mógł odebrać nam tych chwil. Odwiozłem blondynkę do domu. Nic nie mówiła przez całą krótką drogę. Dopiero pod drzwiami spojrzała na mnie, a po jej policzkach splynely łzy.
– Nie płacz, kochanie – powiedziałem i otarłem łzy z jej policzka.
– Po prostu nie chcę... nie chcę wracać do rzeczywistości, w której cię nie ma – szepnęła.
– Będę zawsze w twoim sercu i zawsze możesz do mnie napisać.
– A odpiszesz mi? - uśmiechnęła się. Oplotła rękoma moją szyję i pocałowała mnie w policzek. – Dziękuję.
– Odpiszę ci. Obiecuje - wtuliła się we mnie. Objąłem ją w pasie i położyłem brodę na czubku jej głowy.
Tak, Louis Tomlinson czuł się dobrze przy dopiero poznanej dziewczynie. Myślałem, że ulgę przynoszą mi imprezy i alkohol, ale myliłem się. Wystarczył po prostu bal, a ja jestem szczęśliwy. Staliśmy tak dość długo, aż Ness oddala mi marynarkę. Zdjęła z szyi łańcuszek i podała mi go.
– Jeśli się nie spotkamy, to pamiętaj o mnie. – Poprosiła i otworzyła drzwi.
– Będę pamiętać. – lekko się uśmiechnąłem. Pocałowałem ją ostatni raz w policzek. – Do zobaczenia.
– Dobranoc – odparła i weszła do środka.
Poczułem się znowu samotny. Jakby cała moja radość wyparowała. Spojrzałem na wisiorek w mojej dłoni, lekko się uśmiechając. Zrobię wszystko, żeby cię jeszcze spotkać, Ness.
Szkoła była oświetlona lampkami, co wyglądało magicznie. Szłyśmy z Kathleen pod ramię, uśmiechając się i podziwiając całą dekorację. Na wejściu zrobili nam zdjęcia, które później będziemy mogły odebrać.
– Jak w pałacu. Czuję się jak Kopciuszek – powiedziałam podekscytowana.
– Cóż, brakuje tylko księcia i mam nadzieję, że nie wybiegniesz o północy – zaśmiała się moja przyjaciółka.
Weszłyśmy dalej do sali. Jeśli wtedy zaparło mi dech to teraz nie mogłam oddychać przez pół minut. Było lepiej niż sobie wyobrażałam. Stałam wpatrując się w pięknie ozdobioną salę. Żarówki zostały spuszczone z sufitu, królował błękit i granat oraz szarość. Wszystko się idealnie komponowało. Na scenie stał dyrektor oraz przewodnicząca szkoły, którzy zaraz mieli nas powitać.
– Witam was wszystkich na balu ostatniej klasy. Kończycie szkołę, będziecie wchodzić w dorosłe życie. Niech ten bal sprawi, że odprężycie się przed egzaminami i będziecie świetnie bawić.
Wszyscy krzyknęli ze szczęścia. Uśmiechnęłam się. To było coś.
– Mam dla ciebie niespodziankę! – krzyknęła Kath do mojego ucha żebym ją słyszała.
Odwróciłam się do niej i zmarszczyłam brwi, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Tłum uczniów zdążył się już zejść z powrotem, muzyka grała głośno i zaczęła się zabawa.
– Jaką niespodziankę? – spytałam.
– Chodź! – pociągnęła mnie ze sobą praktycznie do wyjścia.
– Hej, czekaj. O co chodzi? – próbowałam przekrzyczeć muzykę.
– No nie bądź niecierpliwa, twoja niespodzianka będzie za dwie minuty! – uśmiechnęła się szeroko.
Westchnęłam i pokręciłam tylko głową. Kathleen wyszła na korytarz, po czym wróciła. Pocałowała mnie w policzek i tak po prostu zginęła w tłumie uczniów. Stałam patrząc na tańczących kolegów i koleżanki, niezupełnie wiedząc o co chodzi. Co ona wymyśliła?
– Vanessa – odchrząknął za mną głos który poznałabym wszędzie. To nie może być prawda.
Powoli się odwróciłam, błagając, by mi się to nie wydawało. Dlaczego... Jak? Przede mną stał Louis, ten Louis. W pięknie dopasowanym smokingu.
– Powiesz coś? – uśmiechnął się z mojej reakcji.
– Ja... Ty... – Rozejrzałam się, ale gdy wróciłam wzrokiem do Louisa, on wciąż tam wstał, jedną rękę luźno trzymając w kieszeni czarnych spodni. – Jak to możliwe?
– Później ci to wyjaśnię, ale myślę że najpierw chciałabyś zatańczyć i to dla ciebie – podał mi bukiecik kwiatów.
Uśmiechnęłam się, zakładając bukiecik na rękę. Louis wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu swoją. Dla mnie to był sen, z którego mogłam się nie budzić.
– Odezwiesz się? – dał mi kuśtańca w bok. Zaczęliśmy iść do sali balowej. Mogłam poczuć na sobie wzrok wszystkich a raczej ten wzrok był skierowany na mojego partnera.
Jednak on nie odrywał spojrzenia ode mnie, patrzył mi w oczy i przyciągnął do siebie. Zaśmiałam się, nie wierząc ze swojego szczęścia. To było niewiarygodne.
– Wyglądasz jak model. Idealny chłopak z okładki Vogue'a. Jedynie ja nie pasuję.
– Myślę, że pasujesz idealnie. I nie jestem idealny, nikt nie jest – uśmiechnąłem się lekko. Miał takie śliczne oczy.
– Dla mnie jesteś – powiedziałam wpatrzona w szaroniebieskie tęczówki.
– Miło mi to słyszeć – uśmiechnął się i świat wokół nas się zatrzymał.
Liczył się tylko on i ja na tym parkiecie. Ludzie, którzy nas obserwowali nagle zniknęli. Wpatrzona w jego najpiękniejsze oczy dałam się prowadzić do wolnej, spokojnej piosenki. Nie wierzyłam w to że tańczę z nim. Moje najskrytsze marzenia się spełniły. Te marzenia które ukrywałam nawet przed sobą. Oparłam się o niego, obejmując go ramionami. Pachniał drogimi perfumami, który od razu mnie odurzyły. Zamknęłam oczy, kołysząc się z Louisem.
– Mam nadzieję, że to będzie twój szczęśliwy wieczór – szepnął do mojego ucha.
– Wiesz, że tak jest. Wiesz, że mogłam o tym marzyć, a ty jesteś tu i ze mną tańczysz. Zupełnie tego nie rozumiem. Dziękuję. – Delikatnie pocałowałam go w policzek.
– Podziękuj Kath, to w sumie dzięki niej tu jestem. – odparł, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie byliśmy razem, ale chociaż raz chciałam poczuć jak to jest.
Kathleen sprawiła mi ogromną niespodziankę. Musiała to uzgodnić chyba wtedy, gdy spotkali się w studiu. Zaśmiałam się pod nosem, była genialna. Teraz tańczyłam z idolem, a wszyscy inni mogli mi zazdrościć. Louis był dzisiaj dla mnie. Sprawił, że poczułam się wyjątkowa.
♦Louis♦
Myślałem o tym balu. Myślałem, że zacznie płakać czy fangirlować. Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, a ja mogłem spędzić z nią trochę czasu. Podczas gdy tańczyliśmy wolny taniec rozmawialiśmy. Obchodziłem ją ja jako Lou, a nie jako Louis z One Direction. Widziałem osoby, które chciały wyciągać telefony i robić zdjęcia. Jednak, jak dyrektor obiecał, nic się nie wydostanie spoza budynku. Zajęliśmy miejsce przy stoliku, a Kath pokazała mi dyskretnie że to czas bym zaśpiewał. Była to jedna z umów. Uśmiechnąłem się do Vanessy i poszedłem w stronę sceny. Ludzie się przede mną rozstępowali jakbym był królem. Nie byłem nim. Wszedłem na scenę i wziąłem mikrofon. – Cóż zakładam, że mnie znacie i nie muszę się przedstawiać. Obiecałem, że zaśpiewam jedną piosenkę. I wybrałem Hero. – powiedziałem do mikrofonu, a moje oczy powędrowały do dziewczyny dla której dziś tu byłem.Zespół za mną zaczął piosenkę, a ja poprawiłem marynarkę i dotknąłem mikrofonu. Posłałem uśmiech Vanessie, która zarumieniona patrzyła na mnie, splatając dłonie przed sobą. Musiałem przyznać, że w tej sukience wyglądała bardzo kobieco i wdzięcznie. Śpiewając cały czas patrzyłem na nią. Zakrywała usta, nie dowierzając w to wszystko, co było normalną reakcją. Podeszła do niej Kathleen i objęła ramieniem. Polubiłem je obie, tylko, że to Van miała w sobie urok, który mi się podobał. Była taka lekka, przypominała baletnice o nienagannych zasadach. Chciałem ją poznać. Chciałem ją poznać bardziej niż inne fanki. Chciałem ją poznać prawdziwą. Chciałem, żeby ona poznała mnie prawdziwego. Po raz pierwszy coś takiego poczułem. To wspaniałe być podziwianym przez miliony ludzi, ale lepszym uczuciem jest, gdy jeden człowiek podziwia cię, za to kim jesteś w głębi siebie. W mediach byłem agresywną gwiazdą. W czterech ścianach byłem po prostu Louisem. Dlatego śpiewając tę piosenkę, czułem, że byłem w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Wraz z ostatnim słowem, rozległy się brawa. Drobna blondynka rozpłakała się w ramionach Kathleen.
Oddałem mikrofon i zszedłem ze sceny. Niby nic nie znacząca dla mnie dziewczyna, a jednak jej łzy na mnie podziałały. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, ze chciałbym ją wziąć w ramiona.
Podbiegła do mnie i wzięła za rękę. Nim się zorientowałem szliśmy ku wyjściu.
Zatrzymała się na dole schodów. Nie wiedziałem jak na to wszystko zareagować.
– Chcę cię poznać. Louis, sprawiłeś mi dziś przyjemność. Nie chcę dzielić się tą chwilą z tymi ludźmi, którzy są dla mnie obcy. Którzy zazdroszczą.
– Może się przejdziemy? - wskazałem głową na dróżkę obok.
– Tak. – Zgodziła się od razu.
Zaczęliśmy iść w tamtą stronę. Nie wiedziałem zbytnio jak się odezwać
Cóż, mogłem zacząć rozmowę od głupiego "słuchasz naszej muzyki, to fajnie", ale Przecież dzisiaj miałem być zwykłym chłopakiem. Blondynka delikatnie wsunęła rękę pod moje ramię.
– Wierzysz w cuda? – spytała.
– Zależy jakie, ale tak – odpowiedziałem i spojrzałem na nią kątem oka.
Uśmiechnęła się, spuszczając głowę. Włosy przysłoniły jej czerwone policzki. Była urocza.
– Nigdy nie widziałam cię w naszej szkole. Chyba musiałeś zerwać się przed te trzy lata – udała poważny ton.
– A żebyś wiedziała. Trudno było przetrwać przez tak długi okres, ale dałem radę – odparłem, uśmiechając się pod nosem.
– No i chyba parę razy nie zdałeś, co? – zaśmiała się. Szliśmy w stronę altanki. – Lubiłeś szkołę?
– Nie, zawsze udawałem, że jestem chory. Uciekałem z lekcji. Nienawidziłem się uczyć. Tak chyba mają chłopcy w moim wieku. Obowiązki, odpowiedzialność to nie było dla niej. Wolałem zabawę, ryzyko i adrenalinę, ale jak widzisz, udało mi się zdać.
– Widziałam nagranie twojego musicalu Grease. Myślę, że mógłbyś być dobrym aktorem. Chciałeś iść na studia przed pójściem do programu?
– Chciałem zrobić sobie rok przerwy. A potem może na studia aktorskie. A jakie są twoje plany po szkole?
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi, jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak zrezygnowała. Puściła mnie i podeszła do altanki, oplatując rękoma drewnianą bal. Altanka była oświetlona lampkami oraz ozdobiona różami.
– Chcę pójść na anglistykę. Piszę książki, to sprawia mi radość i potrzebuję tego. Nie umiałabym nie pisać. Zabranie mi długopisu równałoby się z zabraniem ci mikrofonu. Taka metafora. – Oparła się plecami o altankę i spojrzała na mnie.
Podszedłem bliżej niej, uważnie ją obserwując. Wiatr rozwiewał jasne włosy, muskał chłodem jej policzki i poruszał materiałem sukienki. Była piękna, a ja stwierdzając to, ani trochę nie przesadzałem...
– Powinienem coś twojego przeczytać – rzuciłem, wracając na ziemię, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie na nią i gubiłem się we własnych myślach.
– Nie – zaśmiała się.
Nie rozumiałem jej zaprzeczenia. Ona słuchała moich piosenek. To mogło działać w dwie strony.
– Jak dasz mi dobry powód, to może odpuszczę. Ale uważam, że nie masz się czego wstydzić. Na pewno potrafisz pisać.
– Louis, przestań. To nie jest nic warte czytania.
– Skoro tak mówisz to pewnie jest warte, a ty chcesz mnie jedynie zniechęcić – uśmiechnąłem się i stanąłem obok niej.
– No właśnie – zapewniła mnie. – Jeśli teraz zapytałbyś jaki jest mój ulubiony kolor, bez wahania powiedziałabym, że szaroniebieski.
– Dlaczego akurat ten? – spytałem patrząc na nią.
Przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Przesunąłem wzrok na jej malinowe usta.
– Doskonale wiesz dlaczego – mruknęła.
– Ale chcę usłyszeć to od ciebie.
– Bo takiego koloru są twoje oczy – odparła. – Zachowuję się jak bohaterka w moich opowiadaniach. Co za zbieg okoliczności.
– Może, ale czy to ważne? W pewnym sensie twoja bohaterka ma twoje cechy w sobie. To normalne. Ty tworzysz ją na swoje podobieństwo.
Uśmiechnęła się do mnie i poprawiła mi kołnierzyk białej koszuli. I od tamtej chwili zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Typowe pytania o kolor, muzyków, filmy. Ja poznawałem ją, ona poznawala mnie. Siedząc w altance opowiadałem jej te zabawne aspekty mojego życia. Historie z chłopakami, których nigdy nie zapomnę. Dziewczyna śmiała się, odchylając głowę do tyłu. Potarła dłońmi ramiona, gdy zrobiło się chłodniej.
Zdjąłem marynarkę i założyłem na jej plecy. Gdzieś w głębi chciałem się o nią troszczyć i wiedzieć, że nic jej nie grozi. Wmawiałem sobie, że to chwilowe. I miałem nadzieję, że to prawda.
– Odwieziesz mnie do domu? To znaczy, kiedy będziemy musieli wracać – powiedziała, gdy na chwilę zamilkłem.
– Oczywiście, że tak. Nie pozwolę ci wracać samej po nocy – posłałem jej uśmiech.
Chciałem wykorzystać tę noc do samego końca.
– Zawsze mam Kathleen. Chyba, albo już poszła. Więc za kilka dni zagrasz ostatni koncert trasy. Cieszysz się czy będzie ci brakować tego szybkiego tempa, fanów, występów? – spytała.
– Kocham to co robię, ale cieszę się, że w końcu odpocznę. Chociaż w pewnym momencie pewnie będzie mi tego brakować.
– Tak myślałam. Rozmowa z tobą pomogła mi zrozumieć, że nie zapomniałeś kim jesteś, mimo milionów na koncie. - Bawiła się bransoletką, patrząc na mnie.
– Nigdy nie zapomnę kim jestem. Nie chcę zapomnieć. A dzisiejszy wieczór uświadomił mi, że brakowało mi tego. Rozumiesz, tej normalności. Czegoś co nie mam już od dawna. Jestem ograniczony przez zarząd oraz fanów. – Wyznałem. Uważałem, że mogę jej powiedzieć wiele, a ona to zachowa dla siebie. Po prostu te piękne, niebieskie oczy nie potrafiły kłamać.
Czułem, że odrywam siebie, że coraz lepiej znam Vanessę. Nie chciałem wracać, bo to oznaczało rozstanie. Dla mnie to mogło trwać i trwać. Bylem po prostu szczęśliwy. Nikt nie mógł odebrać nam tych chwil. Odwiozłem blondynkę do domu. Nic nie mówiła przez całą krótką drogę. Dopiero pod drzwiami spojrzała na mnie, a po jej policzkach splynely łzy.
– Nie płacz, kochanie – powiedziałem i otarłem łzy z jej policzka.
– Po prostu nie chcę... nie chcę wracać do rzeczywistości, w której cię nie ma – szepnęła.
– Będę zawsze w twoim sercu i zawsze możesz do mnie napisać.
– A odpiszesz mi? - uśmiechnęła się. Oplotła rękoma moją szyję i pocałowała mnie w policzek. – Dziękuję.
– Odpiszę ci. Obiecuje - wtuliła się we mnie. Objąłem ją w pasie i położyłem brodę na czubku jej głowy.
Tak, Louis Tomlinson czuł się dobrze przy dopiero poznanej dziewczynie. Myślałem, że ulgę przynoszą mi imprezy i alkohol, ale myliłem się. Wystarczył po prostu bal, a ja jestem szczęśliwy. Staliśmy tak dość długo, aż Ness oddala mi marynarkę. Zdjęła z szyi łańcuszek i podała mi go.
– Jeśli się nie spotkamy, to pamiętaj o mnie. – Poprosiła i otworzyła drzwi.
– Będę pamiętać. – lekko się uśmiechnąłem. Pocałowałem ją ostatni raz w policzek. – Do zobaczenia.
– Dobranoc – odparła i weszła do środka.
Poczułem się znowu samotny. Jakby cała moja radość wyparowała. Spojrzałem na wisiorek w mojej dłoni, lekko się uśmiechając. Zrobię wszystko, żeby cię jeszcze spotkać, Ness.
ooooo jaaa *-* cudowny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńWow... Jak słodko xD zakochani są wspaniali, ale rzygam tęcza haha 😂😂😂 uwielbiam Azja❤️
OdpowiedzUsuńJest super �� :) <3
OdpowiedzUsuń