środa, 20 lipca 2016

Rozdział 13

♦Vanessa♦
Wydawnictwo przysłało mi moją książkę do edycji autorskiej. Miałam dwa tygodnie na zrobienie tego, więc pewnie zajmę się plikiem dopiero w Miami - pomyślałam, dokładnie składając ubrania. Walizka była już prawie spakowane, jutro rano wylot.  Przygotowałam sobie wszystkie dokumenty i zapięłam walizkę. To miałam z głowy.
Usiadłam na łóżku, biorąc telefon do ręki. Od wczoraj piszę z Louisem cały czas. Przegadaliśmy większość nocy, co było dla mnie niesamowite. Nawet śpiewał mi little things, żebym mogła zasnąć. Efektem było to, że nie wyspałam się, ale sen miałam cudowny. 
Zaczęłam go poznawać. Nie jako Louisa Tomlinsona z One Direction, ale jako Louisa Tomlinsona chłopaka z Doncoster.
Położyłam się na plecach i z wahaniem patrzyłam w ekran. Była za pięć dziewiąta. Obudzę go czy nie? Zaryzykowałam i napisałam "dzień dobry". Odłożyłam telefon i rozejrzałam się czy niczego nie zapomniałam. Niedługo później mama zawołała mnie na śniadanie, więc zeszłam do kuchni. Tata pracował na komputerze, słuchając programu muzycznego. Uśmiechnęłam się do mamy i pomogłam jej w noszeniu wszystkiego na stół. 
– Gram dzisiaj ważną rolę w teatrze. Jeśli chcesz, to możesz zabrać swojego Romeo i przyjść – zaproponowała.
– Mamo, to nie jest mój Romeo. Ale zapytam go – wzruszyłam ramionami.
Spojrzała na mnie z politowaniem i pokiwała głową. Ustawiła talerz z naleśnikami na stole, po czym położyła dłonie na biodra.
– Ze mnie robisz głupią? Gdyby on wszedł do twojego pokoju, zobaczył tę ścianę ze zdjęciami, to potwierdziłby moje słowa.
– Znam go z plakatów. Teraz poznaję go taki jaki jest na co dzień, mamo. Nie wiem jak zareaguje, mogą być paparazzi którzy zrobią  nam zdjęcie i potem dostanę mnóstwo hejtów – westchnęłam.        
Usiadłam na swoim miejscu przy stole. Spojrzałam na moją rodzicielkę. Posłała mi delikatny uśmiech i wzięła za rękę. Tata odłożył komputer, żeby do nas dołączyć.
– Czasami trzeba o coś zawalczyć, nawet gdy nie ma się pewności. Potem może być za późno – szepnęła mama.
Dlaczego moja mama mówiła do mnie takimi słowami, że czułam się winna? Tak nie powinno być. A teraz będę się głowiła nad tym wszystkim.                                                            
– Ale istnieje też, mamo, takie coś jak zakazane i w pewnym sensie Louis Tomlinson tam należy. Jak sobie to wszystko można wyobrazić? Jak bym mogła zawalczyć skoro on jest dla mnie praktycznie nieznany?
– Znasz go. Tylko jeszcze sama nie jesteś tego świadoma. Twoje serce już go poznało. On nie jest niemożliwy. Tylko to ty musisz pokazać, że spośród tylu kobiet, dziewczyn, fanek, on spojrzał na ciebie w sposób wyjątkowy. To tobie zaufał. Nie czujesz tego? Samo to, że tu przyjechał, że cię odwiedził, że zabrał na bal, czyni ciebie kimś innym od wszystkich – powiedziała to, ciągle trzymając mnie za rękę.
Tata odłożył nóż i spojrzał na mnie.
– Nigdy się nie poddawaj.  Jeśli okaże się dupkiem, to skopię mu tyłek. Ale teraz pozwalam ci zawalczyć.
– Dlaczego tak często musicie mieć rację. Porozmawiam dziś z nim na ten temat i zobaczę co da się zrobić. Dziękuję.– posłałam im uśmiech.  
Może mieli rację i powinnam zawalczyć o niego. Jest mnóstwo fanek, a zapamiętał mnie, pisze ze mną. To niemożliwe takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach. Telefon zawibrował na stole i wzięłam żeby sprawdzić od kogo dostałam wiadomość. Otworzyłam i po chwili pojawiło mi się selfie Louisa z Ernestem z podpisem, że zajmuje się małymi diabełkami
Uśmiechnęłam się, bo to było takie słodkie. Ten maluch miał z pół roku, a po prostu mógł oczarować czyjeś serce. 
"porządny starszy brat z ciebie"
Odpisałam i zaczęłam jeść.
Po niespełna dwóch minutach znowu mój telefon zawibrował.              
– Oho chyba ktoś się stęskniła za tobą. – moje policzki pokryły się rumieńcem i odebrałam ponowną wiadomość "Wiadome, że tak. Jakie plany na dziś masz?"
"Moje plany są związane z tobą. Spotkamy się? "
"Powiedz tylko gdzie, a ja zaraz wsiądę w samochód"
Poprawiłam się na krześle podekscytowana. Czułam to dziwne uczucie w brzuchu. Rodzice popatrzyli na siebie rozbawieni.
"Przyjedź do mnie, pójdziemy na spacer"
Odpisałam momentalnie.
– Powiedz, żeby został na obiedzie – stwierdził mój tata.                                         
– Po co na obiedzie skoro może zostać na zawsze – rzuciła mama z uśmiechem.
No tak, jak zawsze optymistka.
Louis odpisał mi krótkie "ok" i gdy tylko włożyłam talerz do zlewu i poszłam się szykować.
Moi rodzice byli szalenie i za to ich uwielbiam. Zawsze umieli poprawić mi humor, podtrzymać na duchu. Zwłaszcza moja kochana mama. Ona była najlepsza. Wspierała mnie w każdej małostkowej sprawie. Nieważne czy to było złamane serce, nie udana randka czy chciałam wywinąć kawał komuś kto zalazł mi za skórę. Ona rozumiała wszystko i była obok. 
Pobiegłam do łazienki wziąć prysznic. Musiałam się odświeżyć i to pomogło stanąć na nogi. Oczywiście w łazience zeszło mi najwięcej czasu. Musiałam wysuszyć włosy, umalować się... Serce biło mi szybciej, bo czułam nerwy związane z przyjazdem Louisa. To było u mnie normalne. Zamierzałam spędzić czas z Lou, na którego punkcie szalałam. Dlatego byłam taka podekscytowana. Wybierając z szafy rzeczy,które jeszcze w niej zostały, zdecydowałam się na białą sukienkę i takiego samego koloru cienką marynarkę.
Do tego dobrałam białe trampki. Nie przepadałam za różnymi rodzajami obcasów. Gdy skończyłam pakować potrzebne rzeczy do torebki, mogłam usłyszeć krzyk mojej mamy, że Louis już jest. Przystanęłam przy drzwiach pokoju i wzięłam głęboki oddech. To tylko on... Ten sam, który usypiał mnie do snu, ten sam, który mnie pocałował. Wyszłam z sypialni i udałam się na dół do holu. Moja mama rozmawiała z Louisem, zagadując go tematem teatru. Pewnie już zdążyła zaprosić Lou, zanim ja to zrobiłam.
– O już jesteś – odwróciła się w moją stronę. Zobaczyłam jak Lou odwraca głowę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i chociaż tysiąc razy patrzyłam w jego oczy, one nadal zadziwiały mnie swoim pięknem. 
– Cześć – odezwałam się, podchodząc bliżej. – Moja mama zdążyła juz zrobić zdjęcie i wziąć autograf?
– Nawet umówić się na randkę – zażartował. – I ślub zaplanować.
– Przynajmniej ja korzystam z okazji, w przeciwieństwie do ciebie – prychnęła, po czym się roześmiała. – Bawcie się dobrze. I zapraszam wieczorem na spektakl.
– Tak, mamo, na pewno przyjdziemy – uśmiechnęłam się i wzięłam Lou za rękę.              
Poczułam iskierki kiedy go dotknęłam. To było to znajome mi uczucie, ale z drugiej strony wciąż obce. Chciałam to robić częściej.
Wyszliśmy na podwórko, zanim mama nas jeszcze na trochę zatrzymała. Postanowiłam, że wybierzemy się na spacer. Pokażę mu moje miasto. Gdzie uciekałam, gdy miałam zły humor, gdzie spędzałam najwięcej czasu, gdzie chodziłam do szkoły. Oczywiście byłam świadoma tego, że kilka osób będzie mogło go rozpoznać. Jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Obawiałam się hejtów, ale taka jest "kara" za to, że spotykałam się z Lou, nawet jako przyjaciele.
– Więc jutro zobaczę Miami – zaczęłam, gdy szliśmy w stronę parku, gdzie znajdowało się jezioro.
– Mogę ci opowiedzieć miejsca, które powinnaś odwiedzić. – Zasugerował.
No tak, on przynajmniej zwiedził trochę świata. Miał pojęcie, co jest warte zobaczenia. A ja całe życie spędziłam w Anglii, nie miałam aż takich szans. Jednakże nie zamierzałam narzekać. Los przyniósł mi szczęście i mogłam spotkać idola, zobaczyć go na żywo, przytulić, a w tym momencie sama nie wiedziałam co się miedzy nami działo. Na pewno to nie była relacja idol – fan. To było coś więcej, z czego tak bardzo nie chciałabym rezygnować.
– Tak często tam bywasz? – spytałam rozbawiona.
– Można tak powiedzieć – zaśmiał się. Zobaczyłam jakieś dziewczyny idące z nad przeciwka. Chciałam puścić dłoń Lou, ale on ją tylko bardziej ścisnął.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale i niepewna. Przecież one nas widziały. I właśnie zaraz będą chciały z nim zdjęcie.
– Spokojnie – powiedział cicho. Jego słowa podziały kojąco, ale gdzieś w głębi duszy miałam co do tego obawy. Nawet jeśli to ja pierwsza złapałam go za rękę.
– Louis, możemy z tobą zdjęcie? - podbiegła do niego blondynka, na oko była ode mnie młodsza dwa lata. Jej koleżanka stała obok cała roztrzęsiona. Chyba uczęszczały do mojego liceum. Musiały mnie rozpoznać, bo przywitały się ze mną.     
- Jasne - uśmiechnął się do nich.
Wzięłam telefon od jednej z dziewczyn, która włączyła aparat. Louis objął je obie, a ja zrobiłam kilka zdjęć. Wiedziałam jak się teraz czują i jaka to jest dla nich wyjątkowa chwila.
- Mam jeszcze dla was sprawę. Nie publikujcie zdjęć, ani nie piszcie z kim byłem i gdzie. Proszę - powiedział praktycznie błagalnym tonem. Nie dziwiłam mu się. Nie chciał robić szumu wokół niego.
- Ale możemy napisać, że cię spotkałyśmy? - spytała blondynka, bo druga nie była w stanie mówić. Po jej policzkach płynęły łzy szczęścia.
- Możecie, ale zastrzeżcie gdzie byłem i z kim. - przytulił do siebie jeszcze raz dziewczyny.
Po kolei ucałowały go w policzek i poszliśmy dalej. Znów mnie wziął za rękę, od razu splotłam nasze palce, biorąc do serca słowa mamy. Nie zastanawiałam się czemu ja. Miałam takie same szanse jak inni, nie byłam gorsza.
Louis zaczął mi opowiadać o wszystkich miejscach, które miałam zobaczyć w Miami. Dodawał do tego historie w klubach. Słuchałam go, czasem się śmiejąc, bo był niemożliwy. Doszliśmy do wysokiej wierzby, która pochylała się nad jeziorem. Miała rozłożyste gałęzie, a ja wdrapałam się na jedną, która była nisko. Oparta o drzewo, teraz to ja opowiadałam Louisowi, jak przychodziłam tutaj, bawiąc się z Kathleen. To drzewo było naszym "domem".
Stał przede mną mając dłonie położone na moich kolanach. Słuchał mnie uważnie dodawał swoje uwagi.
– Pocałuj mnie – powiedziałam nagle. Pragnęłam tego.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – uśmiechnął się. Zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta.
Dawaliśmy sobie krótkie, słodkie buziaki. Śmiałam się w jego usta, nie mogąc powstrzymać. Tak bardzo byłam w tym momencie szczęśliwa, całe moje ciało i umysł poddawał się Lou.
I w końcu byłam szczęśliwa, tak naprawdę szczęśliwa. Zawsze niczego mi nie brakowało, przynajmniej nigdy tego tak nie czułam. A teraz myślę, że brakowało mi kogoś takiego w kim miałabym oparcie i nie chodziło tutaj o rodziców. Chodziło bym miała kogoś kto mnie pokocha. Kathleen... Tak, ona mnie kochała, ale ja nie mogłabym pokochać jej. Miłość była równa, nie przeczyłam. Jednakże Kathleen była jedynie przyjaciółką, siostrą. Przy niej nie czułam się jak przy Lou.
A przy nim czułam się jakby moje życie nabierało jeszcze głębszego sensu.
– Twoje wargi są uzależniające. – Odsunęłam się troszkę.
– Może będę twoim narkotykiem? Co ty na to? – uniósł brwi.
– Już nim jesteś.
– Miło mi to słyszeć.
– A mi miło cię całować.
Przyciągnęłam go jeszcze bliżej i tym razem pocałowałam dłużej. Uśmiechnął się przez pocałunek i ściągnął mnie z gałęzi.
Oplotłam rękoma jego szyję, śmiejąc się. Trzymał mnie na rękach, jakbym w ogóle nic nie ważyła.
– Mała Koala – spojrzał mi w oczy. Może tak być zawsze?
Mógłby nazywać mnie tak częściej, trzymać w ramionach i całować. Bawiłam się jego włosami, nie chcąc, żeby mnie puszczał. Chwilowo był moim wszystkim. Był moim uspokojenie, narkotykiem. Wiedziałam, że źle robię pozwalając na to wszystko. Przecież kiedyś to się będzie musiało skończyć, a ja zostanę z pustką w sercu. Tego się obawiałam. Jednak nie żałuję tych chwil, gdzie jestem szczęśliwa. Wiem, że dam radę sobie poradzić jeśli odejdzie. Będzie to bolało, ale jestem silna.
– Idziemy dalej? – zapytałam, chcąc, żeby mnie puścił. Nie mógł mnie nosić.
– Tak, kiedyś tu wrócimy i skoczymy do tego jeziora. Co ty na to?
– Dobra – Zgodziłam się. – Puść.
– A dasz mi buziaka?
Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach słodki pocałunek. Postawił mnie na ziemi. Przy nim czułam się jak bohaterka w książkach romantycznych. Dokładnie w tych samych, które pisałam. Jakby teraz moje życie było odwzorowaniem opowiadania.

♦Louis♦
Chciałem odpuścić, zapomnieć. Po wczorajszym dniu w moich myślach była tylko niska blondynka. Nasze pocałunki to wszystko. Zaczęło mi na niej zależeć chciałem wiedzieć co robi, gdzie jest, czy jest szczęśliwa. Spojrzałem na zegarek. Zaraz musiałem jechać na lotnisko. Moim celem było zrobienie Ness niespodzianki i polecieć do Miami. Wiem, że narażam się i ją. Chłopcy rozmawiali ze mną na ten temat już parę razy. Mówili, że ja będę cierpiał jak i ona.
Podjąłem decyzję w nocy po długiej rozmowie z Harrym. Nie był za tym, żebym leciał. Uważał, że powinienem wracać co Los Angeles. W końcu odpuścił i poprosił, żebym uważał, jeśli chcę dążyć za marzeniami. Mówił też, żebym jej nie skrzywdził. Spakowałem torbę do samochodu, pożegnałem się z rodziną i ruszyłem w stronę lotniska. Jechałem szybko, nie mogąc się doczekać, aż będę na miejscu. Nie miałem bardzo dużo czasu, a nie mogłem pozwolić, żeby Vanessa poleciała beze mnie. Oczywiście, istniały kolejne loty, ale ona pierwszy raz leciała samolotem. Chciałem być obok. Chciałem być obok niej prawie cały czas. A jeśli o mnie któregoś dnia zapomni? Albo będzie miała dosyć tego szumu wokół mnie i odejdzie? Kurwa, czemu ja tak lubię gdybać? Powinienem żyć dzisiejszym dniem. Tą chwilą. Nie mogłem wszystkiego przewidzieć.
Zaparkowałem samochód, który potem miał ktoś odebrać. Wszedłem na lotnisko i zacząłem szukać miejsca odpraw. Lotnisko to prawie mój dom. Spędzałem tutaj bardzo dużo czasu. I cholera, zobaczyłem kilka fanek, które zaczęły biec w moją stronę. Cholera, dałem im szybko autografy, zrobiłem sobie z nimi zdjęcia. Poszedłem szukać osoby, która w tej chwili była najważniejsza.
Na ramieniu niosłem sportową torbę z rzeczami, było bardzo dużo ludzi i to utrudniało mi ruch. Napisałbym do niej, ale to miała być niespodzianka. W końcu zobaczyłem ją siedząca obok Kath.
– Podasz mi racjonalny powód tego, że lecimy późniejszym samolotem? – usłyszałem donośny głos Kathleen.
– Cóż,  to trochę taka ciekawa historia, ale zgodziłaś się na to.
– Zgodziłam się, ale właśnie nas samolot odlatuje, a my czekamy. Tylko nie wiem na co. Jednak z tobą mogę czekać i bezczynnie.
- Czekacie, żebym mógł tobie utrudnić życie.
Kathleen podniosła głowę, odnajdując mnie wzrokiem. To samo zaraz zrobiła Ness. Poderwała się z krzesła i podbiegła do mnie. Oplotła mnie nogami w pasie, a głowę schowała w moja szyję. Uśmiechnąłem się, trzymając w ramionach dziewczynę, którą tak uwielbiałem. Poczekała na mnie. Nie poleciała. Tak jakby wyczuła, że przyjadę.
– No nie mów, że lecisz z nami– mruknęła Kath.
– Kath – ostrzegła Vanessa, stając na ziemi. – Nie zaczynaj.
– Ona mnie po prostu sekretnie się we mnie podkochuje i kontroluje się by się na mnie nie rzucić 
Kath wbiła we mnie wzrok mordercy i podeszła bliżej.
– Chodzi oto, że lecimy na wakacje, a przecież ona się od ciebie nie odklei i zostanę sama. – Założyła ręce na klatkę.
– Masz moje słowo, że się odklei poza tym zostaję u znajomych jakieś 10 km od was
te km nie jestem pewna
– Ale jedziesz dla mnie? – Ness złapała mnie za rękę. 
Dopiero teraz zauważyłem, ze miała na sobie moją bluzę.
– Jadę dla ciebie – przytuliłem ją do siebie. – Dobrze wyglądasz w mojej bluzie. 
Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała mnie w policzek. Na kolejny samolot musieliśmy czekać kilka godzin. Kathleen narzekała, marudziła, lamentowała, ale miałem zbyt dobry humor. W końcu po prostu wsadziłem jej do ust ciastka i przestała gadać. 
Kiedy wsiedliśmy do samolotu Ness usiadła przy oknie. Kath przed nami, żebym mógł siedzieć obok niej. Trzymałem Vanessę za rękę, która była bardzo zdenerwowana. Znałem to uczucie, gdy pierwszy raz leciałem. Teraz ona to przeżywała. Zamknęła oczy, kiedy samolot podnosił się z pasa. Gdy wzbiliśmy się w powietrze lekko się uspokoiła. Odpięliśmy pasy i każdy zajął się sobą. Przesuwałem palcem po ekranie telefonu, odczytując kilka ważnych informacji. Musiałem ochroniarzom powiedzieć, o której będę na lotnisku. 
Spojrzałem na blondynkę, która pisała coś w dużym zeszycie. U góry mogłem przeczytać "rozdział 13".
– Czy to twoja książka? – lekko pochyliłem się nad nią i pocałowałem w ramię.
 Spojrzałem na kartkę i zacząłem czytać pierwsze zdanie, kiedy przeszkodziła mi.
Zamknęła zeszyt i odwróciła głowę w moją stronę, uśmiechając się lekko.
- Dalszy ciąg opowiadania. Nic ciekawego - zapewniła.
– Mi nie powiesz o czym jest? No proszę. – Zrobiłem maślane oczy. 
– O miłości. W sumie to sztokholmski syndrom. Ona zostaje porwana przez niego i w końcu się w nim zakochuje. Ten chłopak jest psycho. Ale jest też zabójczo przystojny – westchnęła.
– Może być ciekawe. – mruknąłem w jej szyje. 
Ładnie pachniała. Swoimi perfumami i moimi, cudowna mieszanka.

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 12

♦Louis♦
Vanessa spała na moim łóżku, odsypiając wczorajszą noc. Nie dziwiłem się, bo byliśmy na nogach przez wiele godzin. Ja wypiłem trochę, ona była trzeźwa, a zabawa i tak świetna. Kathleen gdzieś się zapodziała, ale dostałem od niej wiadomość, że wróci do domu. Pewnie jak się ogarniemy, to również będziemy jechać. Musiałem odwieźć Ness. Spała spokojnie, przytulona do mojego torsu. Zdążyłem się przebrać w dresy i białą podkoszulkę. Rzadko bywałem w domu, wiec dobrze było do niego wrócić. Zwłaszcza z tą drobną blondynką obok. Moja siostra dała jej rzeczy na przebranie, dzięki czemu suknia nie uległa zniszczeniu. Miała jej spodenki, a moją bluzkę. Nie wiedziałam, że mogła nosić mniejszy rozmiar a jednak. Wyglądała jak kruszyna, Dzwoneczek, chciałem się nią zaopiekować. Inaczej niż moimi siostrami. Nie mogłem, wiedziałem to. Gdy byłem przy niej, słowa "nie mogę nic do niej czuć" były na końcu tunelu. Założyłem jej kosmyk włosów na ucho. 
Poruszyła się niespokojnie i zamruczała, co było urocze, więc na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech. Jakim cudem leżałem tutaj z tą dziewczyną? To znaczy, to było świetne uczucie, pierwszy raz czułem, że jestem w odpowiednim miejscu, ale wszystko działo się tak szybko... Ledwo nad tym zapanowałem. Koncert, na którym była gdzieś w tłumie... Próbowałem sobie przypomnieć pierwsze rzędy, ale nie potrafiłem ujrzeć jej twarzy. Była jak inni fani, była ogółem. A potem mecz, gdy przytuliłem ją, a ona szepnęła mi słowa, które zawsze pozostaną w moim sercu. "Wybrałam cię w ciemno i nie zawiodłam się".
To było najlepsze uczucie jakie mogłem poczuć. Nie zawiodłem jej i w głębi siebie wiedziałem, że nie chcę tego nigdy zrobić. Byłem dla niej aniołem. Pamiętam jak Kath krzyczała, że stały tam dziesięć godzin. Pamiętam jak ujrzałem Ness przed nią. Myślałem, że wtedy zobaczyłem... właśnie, że zobaczyłem anioła. Nie myliłem się. Chciałem ją zaprosić gdzieś jako przyjaciele. Jednak zaraz będą nagłówki "Louis Tomlinson ma nową dziewczynę", "Nowa dziewczyna Louisa Tomlinsona", "Czy Louis Tomlinson jest ze swoja dziewczyną ze względu na ciążę?" Potrząsnąłem głową chcąc się pozbyć tych wszystkich. Nie chcę jej skrzywdzić i to jest moją myślą przewodnią w tym wszystkim. 
To było najlepsze uczucie jakie mogłem poczuć. Nie zawiodlem jej i w głębi siebie wiedziedziałem, że nie chce tego nigdy zrobić. Byłem dla niej aniołem. Pamiętam jak Kath krzyczała, że stały tam dziesięć godzin. Pamiętam jak ujrzałem Ness przed nią. Myślałem, że wtedy zobaczyłem anioła. Nie myliłem się. Chciałem ją zaprosić gdzieś jako przyjaciele. Jednak zaraz będą nagłówki "Louis Tomlinson ma nową dziewczynę", "Nowa dziewczyna Louisa Tomlinsona", "Czy Louis Tomlinson jest ze swoja dziewczyną ze względu na ciążę?" Potrząsnąłem głową chcąc się pozbyć tych wszystkich. Nie chce jej skrzywdzić i to jest moją myślą przewodnią w tym wszystkim. 
Zaspane, niebieskie oczy spojrzały na mnie. Vanessa wydała się być rozkojarzona. No tak, zegarek wskazywał za pięć dziesiątą. Raczej nie była wyspana, skoro położyliśmy się tak późno. 
Usiadła, widząc, że ją obejmuję.
– Przepraszam. Pewnie było ci niewygodnie w nocy – powiedziała.
– Nie musisz przepraszać. Było mi naprawdę wygodnie. – nawet za wygodnie. – Jak się tobie spało?
Uśmiechnęła się, przecierając oczy.
– Nawet nie wiesz jak cudownie.  
– Lottie była wcześniej i przyniosła ci ubrania w których byłoby ci wygodniej podczas podróży – odparłem z uśmiechem.
Kiwnęła głową i wstała, rozglądając się po moim pokoju. Dopiero teraz tak naprawdę miała okazję. Nie był duży i wiele się tu nie zmieniło od mojego wyjazdu. Szafa z ubraniami, z podręcznikami, biurko, na którym stał komputer i kilka pamiątek. Na ścianach wisiały plakaty różnych piłkarzy i zespołów, a na szafce leżały poukładane filmy. 
– Kiedy wyjeżdżasz? – spytała, podchodząc do okna. 
– Jeszcze nie wiem. Chce zostać trochę dłużej. Zależy to też od mojej mamy na ile będzie mnie chciała – uśmiechnęła się, a ona odwzajemniła uśmiech. 
Przygryzła dolną wargę, jeszcze raz rozglądając się po pokoju. Moim zdaniem ona unikała mojego wzroku, w ogóle mnie, bo była zawstydzona i skrępowana. Zaśmiałem się pod nosem. Wstałem z łóżka w samych bokserkach. Zobaczyłem jak pojawiają się rumieńce na jej policzkach. Uśmiechnąłem się i poszedłem do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju, a zaraz miała drzwi na korytarz. Potrzebowałem piętnastu minut, by przywołać się do porządku. Dopiero potem opuściłem łazienkę już przebrany. Ness siedziała na łóżku, składając moją koszulkę, w której dziś spała. 
– Chodź na śniadanie, a potem pojedziemy. – powiedziałem i założyłem bluzkę, którą wziąłem z szuflady. 
Zanim się odwróciłem, poczułem jak Ness przylega do moich pleców. Objęła mnie od tyłu. Uśmiechnąłem się i położyłem swoje dłonie na jej. 
– Jeśli wszystko ma wrócić do normy, to najpierw chcę to jak najlepiej wykorzystać – szepnęła.
– Nie wróci do normy, a przynajmniej niecałkowicie. Możemy ze sobą pisać, rozmawiać na skype jeśli chcesz. 
– Nie, mówiłam ci, że to mi nie pomoże. Chodźmy na dół. – Wsunęła dłoń w moją i pociągnęła mnie w stronę drzwi.
– Nie chcę cię stracić – powiedziałem w swoich myślach. 
Zeszliśmy na dół nadal trzymając się za dłonie. Lottie zostawila kartkę, że poszła do sklepu i będzie za pół godziny. Oczywiście zaraz miała na przyjechać mama, Fizzy, bliźniaczki oraz najmłodsze rodzeństwo. Przez imprezę Charlotte, nocowali u dziadków. Dali jej swobodę i w sumie nie odwaliła. Nic złego się nikomu nie stało, było trochę bałaganu. Zanim zdążyłem się zorientować, Ness zbierała papierowe kubeczki do worka na śmieci.
– Ness, przestań sprzątać – zwróciłem jej uwagę. 
Była moim gościem. Poprawka Lottie gościem. Podszedłem do niej i wziąłem worek.
– Chcę tylko pomóc. – Wzruszyła ramionami.
Zlustrowałem ją wzrokiem. Lottie pożyczyła jej białą koszulkę i jeansowe ogrodniczki. Ness wydawała się drobniejsza, no i była wyższa od Lottie. Ubrania były o rozmiar za duże.
I nadal była cholernie seksowna. Dobra koniec, muszę zająć się czymś innym. Poza tym sama powiedziała, że potem wrócimy do normalności. Zero kontaktów. W głębi duszy zabolało mnie to. 
– Nie musisz pomagać, wiesz o tym.
– Ale chcę. – Zabrała mi worek i dokończyła sprzątanie w kuchni, po czym przeszła do salonu.
– Ness, przestań, posprząta się po śniadaniu ,– chodziłem trochę za nią jak pies, ale trudno.
– Powstrzymaj mnie – rzuciła mi wyzwanie. Stała po drugiej stronie kanapy, uśmiechając się cwano. Po chwili złapała poduszkę i rzuciła nią we mnie. Wystarczył mój wzrok, żeby zaczęła uciekać.
Zacząłem za nią biegnąć w połowie drogi udało mi się ją złapać. Przewiesiłem sobie ją przez ramię.
– To co teraz z tobą zrobić, co? Myślisz, że za zimno na kąpiel na dworzu? Czy prysznic lepszy?
– Nie, nie, nie! – krzyknęła przez śmiech. Uderzyła mnie ręką w plecy. Wyszedłem z nią do ogrodu, ale Ness udało się wyrwać i zeskoczyć na równe nogi. Jej wzrok padł na wąż ogrodowy, który już po chwili miała w ręce. Ruszyłem w kierunku zaworu z wodą i włączyłem zraszacze. Cali mokrzy biegaliśmy po ogrodzie. Blondynka zahaczyła o sznurówkę i upadła na trawę wybuchając śmiechem.
Nie udało mi się zatrzymać i upadłem na nią. Podniosłem się na łokciach i spojrzałem w jej oczy. Zatonąłem, cholera jasna! Co ja wyprawiam?
– I co teraz powiesz?
– Że masz ładne usta – mruknęła, zniżając wzrok na moje wargi.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na jej nos, a potem usta. Kurwa, nie mogłem się powstrzymać. Lekko się pochyliłem i musnąłem jej wargi. Kurwa, kiedy ja byłem taki niepewny? Tylko przy tej dziewczynie nie wiedziałem co robić. Nie chciałem, by jakiś mój gest mógł ją urazić. Ale Vanessa delikatnie oddala pocałunek. A ja zapomniałem co istnieje dookoła nas. Nie powinno tak być! Ty na górze, dobrze się bawisz! Jednak nie powstrzymało mnie to od całowania jej. Po chwili odsunąłem się delikatnie i spojrzałem na nią. Taka piękna i nie moja.
Położyła dłoń na moim karku i głaskała go palcami. Patrzyłem w jej oczy, czując się szczęśliwym.
Do mojej głowy wkradły się słowa Harry'ego, bym nie wciągał jej do naszego świata, bo to nie przejdzie. Cóż, potem zacznę o tym myśleć.
– Chodź, Calineczko czas iść do domu – uśmiechnąłem się i wstałem z niej.
– Chyba znów będę musiała pożyczyć od twojej siostry ubrania – powiedziała, gdy pomogłem jej się podnieść.
– O to się nie martw. Zawsze możesz wziąć moje – mrugnąłem do niej.
– Flirtujesz ze mną. – Przekrzywiła głowę, patrząc na mnie uważnie. Uśmiechnęła się i weszła do domu.
– Może, ale to ty odpowiedz sobie na pytanie czy tego chcesz! – krzyknąłem za nią.
– Nigdy nie mówiłam, że nie chcę. -– Przystanęła w progu
Uśmiechnąłem się do niej i stanąłem naprzeciwko.
– Mam uznać to za odpowiedź, że chcesz moje ciuchy
– Rozszyfrowałeś mnie – Westchnęła teatralnie. Zaraz potem pisnęła cicho. – Oczywiście, że chcę.
Zaśmiałem się, wziąłem ją za rękę i poszliśmy do mojego pokoju. Dopiero wtedy puściłem jej dłoń. Podszedłem do szafy wyjąłem czarną koszulkę i spodnie dresowe. Podałem jej ciuchy.
Podziękowała mi pocałunkiem w policzek i zniknęła w łazience. Sam również musiałem się przebrać, wszystko było mokre. Wybrałem ten sam zestaw, co dałem Ness. Mogliśmy wyglądać podobnie.
Zszedłem na dół by szybko ogarnąć kuchnie. Gdy dotarłem na dół widziałem moją siostrę, która już praktycznie sprzątnęła.
– Hej, Louis. Co to za balowanie w ogrodzie z wodą? – zaśmiała się, patrząc na mnie. – O czym nie wiem?
– Wiesz o większości rzeczy. A co do ogrodu, po prostu się bawiliśmy – wzruszyłem ramionami.
– Dobrze cię widzieć takiego – przyznała szczerze. – Kocham mojego brata, gdy jest sobą.
– Zawsze jestem sobą, no dobra, większość czasu – uśmiechnąłem się do niej
– No właśnie – powiedziała i poszła sprzątać do innych pomieszczeń. Podszedłem do lodówki, planując zrobić śniadanie.
Jedynym pomysłem, który nie wydawał się zły, było zrobienie omleta z warzywami. Zacząłem wyjmować składniki. Dawno nie gotowałem. W sumie często jadłem na mieście, a w trasie wszystko mieliśmy pod nosem. Zresztą nic dziwnego, wtedy ma się mało czasu.
Gdy odwróciłem się spytać Lottie czy je z nami zatrzymałem się, bo zobaczyłem Ness. Moje ciuchy były odrobinę na nią za duże, ale wyglądało w nich uroczo. Od kiedy ja używam słowa uroczo? To do mnie nie pasowało, ale inne słowo było nieodpowiednie. Ness miała mocno zebrane spodnie w pasie, a koszulkę wpuściła luźno do nich.
Gdy otrząsnąłem się ze swoich myśli zapytałem czy omlet może być. Przytaknęła i kiedy zająłem się gotowaniem, poszła pomóc Lottie sprzątać salon.
Moja rodzina wróciła akurat, gdy kończyliśmy jeść śniadanie. Mama weszła do kuchni, trzymając na rękach Doris, a za nią szedł Dan z Ernestem. Natomiast starsze siostry pobiegły na górę.
– Witajcie, mam nadzieję, że impreza się udała - powiedziała mama i poszła do salonu postawić nosidełka.
Dan spojrzał na mnie porozumiewawczo. Uśmiechnął się i zwrócił do Vanessy.
– Jak ma na imię taka piękna dziewczyna? – spytał.
– Vanessa, proszę pana – powiedziała.
Widziałem, że czuję się niezbyt komfortowo w tej sytuacji.
– Miło mi. Jestem Dan, a to Ernie. Louis w końcu doczekał się brata. – Posłał jej uśmiech i z małym poszedł do salonu. Blondynka spojrzała na mnie zawstydzona.
Wzruszyłem ramionami. Spojrzałem na moją mamę, która patrzyła podejrzliwie na nas. Wiedziałem, że jak wrócę to będzie długa rozmowa Teraz musiałem odwieźć Vanessę. Pobiegła wziąć swoje rzeczy, a ja poczekałem przy aucie. Dzięki temu na razie uniknąłem pytań. Przybiegła chwilę potem i wsiedliśmy do samochodu. Kath dała jej znać, że rano pojechała pociągiem, bo nie chciała przeszkadzać. Kochana Kath. Nie zawsze miała wyczucie, ale tym razem dobrze jej poszło. Ruszyłem spod domu, włączając od razu muzykę. Wystarczyło, że usłyszeliśmy Coldplay – Hymn for the weekend, a Ness zaczęła nucić, stukając palcami o szybę. Na sobie miała moją bluzę i co chwila się w nią wtulała. Ona była tak cholernie urocza. I jeśli zaraz nie przestanę to sobie przywalę. Zacząłem cicho śpiewać i spoglądałem na nią od czasu do czasu. Może więcej czasu niż powinienem.
– Uważaj na drogę. – Szturchnęła mnie lekko. – A nie dajesz mi tutaj prywatny koncert. – dodała i wyjęła telefon. No i poszła sesja zdjęciowa, gdzie uważając na auta, czasem zerkałem w obiekty robiąc głupie miny.
– Mówisz mi, żebym uważał na drogę. Jednak to w części ty mnie rozpraszasz – wystawiłem język do aparatu.
– Nie, nie, nie. To ty jesteś po prostu podatny na mnie – stwierdziła i zaczęła coś pisać w telefonie. – Spokojnie, nie publikuję tych zdjęć.
– Wierzę ci – powiedziałem cicho. – Jednak jak je zobaczę gdzieś kiedyś, nawet na starość, przyjadę i wtedy wyślę cię do basenu.
– Dziadku, nie dasz rady – prychnęła i pocałowała mnie w policzek. Miałem nadzieję, że póki jestem w Anglii będziemy się częściej widywać.
– Ja dziadek? Wybacz kochana, ale jeszcze nie te lata by mnie dziadkiem nazywać –zaśmiałem się.
– Oj, chodziło mi o okres, gdy już będziesz na emeryturze. W ogóle wyobrażasz sobie swoje życie dalej? Rodzina? Dom? Spokój?
– Na razie nie wybywam aż tak w przyszłość. Jednak, gdy jesteś w zespole, nie wiesz kto cię kocha na poważnie, a kto twoje pieniądze.
– Domyślam się, ale chodziło mi o twoje wyobrażenie – popatrzyła przez okno.
– Nie wiem, ale chciałbym mieć żonę, może dwójka dzieci, dom gdzieś na obrzeżach i dużo spokoju.
Na razie nie wiedziałem co będzie za dwa lata. Trasy, płyty, a może przerwa? Tego nie udało się określić.
– A jakie są twoje plany na życie za parę lat? – spytałem z ciekawości.
Vanessa westchnęła i spojrzała przed siebie, chwilę się nad czymś zastanawiając.
– Wydam kolejną książkę, skończę studia, pewnie zostanę w Londynie i może wciąż będę was uwielbiała - odpowiedziała.
– A rodzina? Dzieci? I te sprawy. – Naprawdę byłem cholernie ciekawy.
– Więc jak ktoś będzie mnie chciał, to chciałabym mieć dzieci. Nawet trójkę - uśmiechnęła się pod nosem.
– Na pewno cię ktoś ze chce o to się nie musisz martwić. – posłałem jej uśmiech.
I tak minęłam nam cała droga do jej domu. Zatrzymałem się przy chodniku wiedząc, że za chwilę będę wracać.
Otworzyłem dziewczynie drzwi, a ona wysiadła, przyciskając do siebie swoje rzeczy.
– Poczekasz? Przebiorę się i oddam ci ubrania – Poprosiła.
– Nie musisz ich oddawać, zostaw je. - po prostu w moich ubraniach wyglądała tak uroczo, że nie chciałem ich s powrotem.
– I co? Będę w nich chodzić? – Uniosła brwi rozbawiona.
– Możesz w nich nawet spać jeśli chcesz – zaśmiałem się cicho.
– Co mam teraz zrobić? - zapytała, wskazując na nas.
– A co byś chciała? Nie chcę cię ranić, ale chcę cię poznać.
– Całowałeś mnie, Louis. Mieszasz mi w głowie - szepnęła, stając z nogi na nogę.
– Wiem o tym i prawdopodobnie nie powinienem tego robić. Jednak coś w tobie jest, że chce cię tak cholernie poznać.
– Więc poznaj - powiedziała, patrząc mi w oczy. – A ja poznam ciebie. Bez plotek. Bez bycia Louisem z One Direction. Chcę tego chłopaka, który jest w tobie. Tego chcę poznać. Muszę już iść.
– Napiszę do ciebie wieczorem i potem uzgodnimy kiedy przyjadę czy coś – posłałem jej uśmiech
– Ja... Muszę ci coś powiedzieć. Za dwa dni wylatujemy z Kath do Miami na wakacje. Nie przypuszczałam, że jeszcze cię zobaczę.
– Coś się wymyśli, damy radę – I plany lekko się popsuły. Mogę jechać do Miami z nimi, ale zaraz będą zdjęcia, pytania kim ona jest.
Na lotnisko na pewno byli fani. Może nawet jak dziennikarze nie zostaliby wezwani, to nie wiedziałem czy długo będę niewidoczny. Ness pocałowała mnie zanim zdążyłem się zorientować. Był to delikatny i szybki całus w usta. Potem weszła do domu. Chwile siedziałem jeszcze w samochodzie. A potem odjechałem, pamiętając jej usta na moich.

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 11

Napisałam ostatniego tweeta na twiterze. Od ponad dziesięciu minut pisałam jak się cieszę, że zakończenie roku jest już dzisiaj. Jestem po egzaminach, bardzo dobrze mi poszło. Wspomniałam też ile dni Miami! Leciałam z Kathleen na wymarzone wakacje. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać, naprawdę to był udany rok. Założyłam czarną sukienkę do ziemi, do tego czarne szpilki. Nie lubiłam pokazywać swoich nóg, a poza tym sądziłam, że sukienki do ziemii mają więcej klasy. Zabrałam ze sobą jeszcze torebkę i zeszłam na dół. Z rodzicami miałam się spotkać na miejscu, bo urywali się z pracy. Zamknęłam drzwi i wsiadlam do samochodu Kath, który zatrzymała przed moim domem. 
– W końcu zakończenie szkoły! – krzyknęła gdy wsiadłam do samochodu.
–  Dzień dobry –  powiedziałam do jej rodziców, śmiejąc się. –  Nareszcie. I wciąż nie wierzę, że udało nam się kupić bilety do Miami. –  dodałam. Ciocia Kathleen bez problemu zgodziła się na nocleg. I to na cały miesiąc! Bilety nie były takim problem, jak znalezienie hotelu, więc ta kobieta spadła nam z nieba. Miami leżało daleko od Los Angeles i dzięki temu wiedziałam, że nie będę myśleć kogo mogłabym tam spotkać. Bo wiele gwiazd mieszka w LA.
– Te wakacje będą najlepsze, a nie tylko siedzenie w domu. –  Zaczęła śpiewać piosenki z radia, wygłupiając się przez całą drogę. Nawet do niej dołączyłam. Zgadzałam się z Kath, wakacje będą najlepsze, tak samo jak rok do tej pory.
Dojechaliśmy do szkoły. Jej tata otworzył nam drzwi. Wzięłam Kath za rękę i ostatni raz weszłysmy do szkoły.
Koniec szkoły na który tak czekałam... Nie mogę uwierzyć, że nie będę miała kogo obgadywać z Kath, nie będę słyszała dźwięku dzwonka, nie będę miała już swojej szafki. Tyle się zmieni.  Czy ja byłam na to gotowa?
Zajęłyśmy swoje miejsce na auli. Najpierw miała być część artystyczna. Występ chóru, zespołu, małe przedawnienie. Każda rzecz mnie dzisiaj bawiła. Zdałam egzaminy, dostałam się na studia i wszystko o czym marzyłam było prawie na wyciągnięcie ręki.
–  Czas na rozdanie dyplomów, a może was jeszcze przetrzymam rok? –  próbował zażartować dyrektor.
–  Nie ma mowy! –  krzyknął ktoś na sali. Zaczęliśmy się głośno śmiać.
–  McCall, zostaniesz w kozie – zaśmiał się mężczyzna.
–  Jasne!
– Zaczynajmy – wygłosił swoją przemowę i zaczął wyczytywać nazwiska alfabetycznie
Gdy doszło do mojego z uśmiechem poszłam odebrać dyplom. Byłam podekscytowana tym wszystkim. W końcu ukończyłam jakiś etap życia. Serdecznie podziękowałam dyrektorowi. Schodziłam ze sceny i wtedy podniosłam wzrok. Zobaczyłam Louisa w garniturze i nie mogłam uwierzyć. Co on tu robi? Zauważyłam, że stoję dłużej nie powinnam, zeszłam jak najszybciej.
Wróciłam na swoje miejsce i wbiłam wzrok w przyjaciółkę. Kathleen uporczywie patrzyła w inną stronę. Złapałam ją za ramię.
–  To twoja sprawka, że się tu pojawił?
–  Kto? –  spytała niewinnie.
–  Louis. – Mruknęłam przez zaciśnięte zęby. 
Ta dziewczyna czasami tak bardzo mnie denerwowała.
–  Nie znam żadnego Louisa.
–  Oczywiście – wywróciłam oczami i westchnęłam.
Uśmiechnęła się do mnie. No pewnie... Ona myśli, że uwierzę? Na pewno ze sobą gadali. I jestem stu procentowo pewna, że był tutaj z jej winy.
–  Czekam na wyjaśnienia – uparłam się i nie zamierzałam odpuszczać.
– Cóż ja mam ci wyjaśnić? –  przygryzła wargę. –  Może niech to on ci wyjaśni? Będziecie mieć w końcu okazję do rozmowy. Chyba, że uciekniesz.
–  Ugh Kath –  chciałam coś dodać ,ale wyczytali jej nazwisko i poszła odebrać dyplom.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na Louisa. Nasz wzrok się spotkał na kilka sekund, bo odwróciłam głowę. Bardzo za nim tęskniłam, ale ja nie chciałam rozmowy, euforii, a potem pożegnania. Cierpienie na końcu. Nie chciałam powtórki z tego co było parę miesięcy temu. Przeżyłam najlepszy bal, najlepszy wieczór i już pogodziłam się z tym, że Louis był jedynie idolem. A ja o nim wydawałam książkę. Wydawało się to nierealne. Kath powinna to rozumieć, ale nie mogła tego zaakceptować. Zauważyłam moich rodziców i pomachałam im, a mama mi odpowiedziała szerokim uśmiechem. Uroczystość powoli dobiegała końca. Cóż, już przestaliśmy być uczniami. Byliśmy absolwentami. W końcu wolna! Zaczęłam iść w ich kierunku. Kath poszła do swoich, widziałam, że chcę się odezwać.
–  Ness! - krzyknęła mama i mocno mnie przytuliła. Uśmiechnęłam się, tuląc ją.
Wtuliłam się w nią. Byłam dumna z siebie, że udało mi się ukończyć szkołę z dobrymi wynikami.
Tata pocałował mnie w policzek. Mam oficjalnie wakacje. Nareszcie.
Usłyszałam chrząknięcie za sobą. Odwróciłam się. Nie zdziwiło mnie to, że stał tam Louis.
–  Cześć –  powiedziałam niepewnie. –  To... Mamo, tato, to Louis. Louis to moi rodzice.
– Ach, to sprawca zwariowania mojej córki –  tata podał mu rękę z uśmiechem.
–  Bardzo mi przykro z tego powodu. – Chłopak kiwnął głową, ściskając dłoń ojca. Wydawał się rozbawiony i zdenerwowany jednocześnie. 
–  Nie jest tak źle. Gorzej, że na waszym punkcie szaleje też moja zona -– zaśmiał się. Spojrzałam na mamę, która wyglądała jak ja, gdy pierwszy raz zobaczyłam Louisa.
–  Kiedyś im przejdzie, ale to w dalekiej przyszłości –  uśmiechnął się.
–  Skąd się znacie?–  wyskoczyła z pytaniem moja mama.
No i fajnie... Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. To była podobno tajemnica. Mama mogła wiedzieć o balu? Wydaje mi się, że to nic złego.
–  To bardzo długa historia. Wiem, że ci nie powiedziałam i w ogóle... Kathleen zna Louisa. Poznała mnie z nim. Tak w skrócie, bez szczegółów. Nie mam pojęcia, czemu Louis jest tutaj teraz, ale może nam to wyjaśni - wyjaśniłam, patrząc na chłopaka.
–  No to jest bardzo ciekawa historia, ale może innym razem opowiem. Chciałem spytać Ness czy idzie świętować z Kath zakończenie szkoły. Moja siostra urządza małe spotkanie ze znajomymi i stwierdziła, żebym pojechał po dziewczyny. –  przesunął dłonią po karku.
–  Idzie –  powiedziała od razu mama. Popchnęła mnie w stronę bruneta. –  Miłej zabawy.
–  Zaopiekuję się nią –  zapewnił i wziął mnie za łokieć. 
Jeszcze zdążyłam mamie oddać dyplom. Wyprowadził mnie z sali dość szybkim krokiem. Omijał tłum ludzi, który zebrał się w korytarzu. Na pewno był trochę zły i na pewno też chciał uniknąć fanów.
–  Musimy pogadać – powiedział, gdy wyszliśmy już na zewnątrz
Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam na Louisa, nie bardzo wiedząc czemu chciał ze mną rozmawiać. Sama jego obecność była zaskakująca. Rozumiem, jego siostra kończyła szkołę. Tyle, że w Doncaster.
W końcu się zatrzymał w ustronnym miejscu. 
–  Dlaczego mnie unikasz? Rozumiem, że nauka, ale nawet nie mogłaś mi odpisać na powodzenia?
–  Nie unikam cię, Louis. Po prostu normalna fanka nie pisze z idolem, nie ma z nim kontaktu. A ja jestem normalną fanką i nie powinnam przekraczać tej granicy...–  powiedziałam cicho, spuszczając głowę.
–  Może, ale też jesteś osobą, z którą spędziłem dobre chwile i cofnąłem się w czasie, gdy nie byłem rozpoznawalny.
–  Tak. Ale wyjechałeś i wróciliśmy do rzeczywistości. Ja nie oczekiwałam od ciebie żadnej przyjaźni. Kathleen poprosiła cię o coś, co mogło mi się jedynie śnić. To był najpiękniejszy bal. Wiesz jak bardzo ci za to dziękuję. Wolałam po prostu nie pisać i nie robić sobie żadnych nadzieje. Od czasu balu byłeś tym Louisem, którym stałeś się dla mnie trzy lata temu. Chociaż ten Louis, którego poznałam też mi odpowiada – Westchnęłam i rozejrzałam się za Kath. Była na drugim końcu parkingu. Nie widziała nas.
–  Ja tylko chciałem cię poznać, wydajesz się być inna. Nie lecisz na moje pieniądze czy cokolwiek innego.
–  Louis, słyszysz co mówię? Mieszkasz w Los Angeles.
–  Może i mieszkam, ale moim domem zawsze będzie Anglia. W Los Angeles zacząłem nowe życie, odpoczywam tam, lecz nigdy nie poczuję się jak w domu. –  Wyjaśnił szczerze.
Rozumiałam o co mu chodzi. Kiwnęłam głową, patrząc Lou w oczy. Uśmiechnęłam się do niego lekko i wyciągnęłam rękę. 
–  Jestem Vanessa, przyszła najlepsza autorka w Anglii. Bardzo mi miło.
–  Louis, mieszkaniec Doncaster –  uśmiechnął się i pocałował moją dłoń.
–  Wiesz, że wydaje książkę?! –  Pisnęłam.
– Kath mogło się coś wymsknąć podczas rozmowy – mruknął, drapiąc kark.
Spojrzał na mnie niepewnie, a ja pokręciłam głową. Wiedziałam, że nie wolno jej nic mówić. A ona obiecała! Małpa.
– A to mała plotkara - zmrużyłam oczy. Miałam tylko nadzieję, że nie powiedziała o kim jest książka. –  Gdzie gratulacje?
– Gratuluję i nadal chce ją przeczytać - uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek.
–  O Boze... –  Mruknęłam zaskoczona. Nie wierzyłam, że to zrobił. Przeszedł mnie dreszcz.
–  Nie ma Boże. Książka pewnie jest dobra. Nie czytam dużo, ale takiej okazji nie mógłbym ominąć. Chyba sama rozumiesz.
–  Nie mówię o tym. – Zaprzeczyłam od razu.
Ta rozmowa wydawała się trudna, ale była dla nas ważna. Musieliśmy wyjaśnić parę rzeczy i teraz była okazja. 
–  Więc? – spytał, przekrzywiając głowę.
–  Chodzi o pocałunek w policzek od własnego idola.
–  Jeśli ci to nie pasuje, to nie będę już więcej cię całował w policzek,
–  Pasuje mi! Znaczy, pasuje –  zaśmiałam się nerwowo. Boże, gorzej być nie mogło.
Zaśmiał się.
–  Więc mam twoje pozwolenie?
Kiwnęłam głową, czując, że się rumienię. Louis objął mnie ramieniem i poszliśmy w stronę czarnego audi. Kathleen już do nas biegła.
Uśmiechnęła się do nas i weszła na tyły auta, gdzie ja zajęłam siedzenie pasażera.
–  Czyli już się pogodziliście? – spytała ciekawa.
–  My nigdy nie byliśmy pokłóceni, tak naprawdę –  powiedziałam i odwróciłam się do niej.
– Nie napiszę do niego. Chwilę później "Kath! Louis dodał zdjęcie! Zobacz, Boże!" Albo "KAAAAATH LOUIS BEZ KOSZULKI NA PLAZY".
Czułam jak moje policzki się rumienią. W moich myślach już myślałam jak zabić ją za to. Co za wstyd. 
–  Wcale tak nie krzyczałam! Kłamiesz,
–  Louis, krzyczała. –  Klepnęła chłopaka w ramię i wygodnie się oparłam.
–  Ja ci wierzę –  zaśmiał się .–  Możesz opowiedzieć coś jeszcze, to może być ciekawe.
Obrażona spojrzałam w okno. Kathleen chętnie relacjonowała mój fangirling. I jak on miał mnie traktować poważnie.
– Ej, nie obrażaj się, to urocze –  uśmiechnął się i położył rękę na moim kolanie
–  Nie obrażam... –  Spojrzałam na niego szczęśliwa.
Kathleen jęknęła głośno.
–  Rzygam tęczą.
– Tylko nie na tapicerkę –  zagroził jej, ale widziałam błąkający uśmiech na twarzy.
Kathleen wybuchnęła śmiechem, a ja napawałam się tą chwilą. Dotykał mnie przez dłuższy czas, chyba, że zmieniał biegi. Nie wiedziałam jak na to wszystko reagować. Czułam miłe ciepło, a za drugim razem chciałam strzepnąć jego rękę. Boziu, byłam zmienna jak chorągiewka. Jechaliśmy dosyć szybko, słuchając radia. Gdy puszczono midnight memories, nuciłam pod nosem, patrząc przez okno. Do Doncaster zostało dwadzieścia kilometrów.
Widziałam kątem oka jak Lou się uśmiechnął. Też się uśmiechnęłam. Telefon zawibrował mi w torebce. Wyjęłam go i zobaczyłam, że mam smsa od Kath. Zmarszczyłam brwi, ale  odebrałam go. 
"Ja wiem, że nie powinnam. I wiem, że będziesz zła. LOUNESSA JEST PRAWDZIWA" 
"Zanim coś odpiszesz on tak słodko zerka na ciebie. Nawet nie wiedziałam, że kiedyś takie coś napiszę o.O"
"Czy ty się dobrze czujesz? Kath, przestań! wcale na mnie nie zerka..." Odpisałam jej w pośpiechu. 
"Pff to ja tu siedzę z tyłu i mam na was dobry widok" 
Wywróciłam oczami i spojrzałam na przyjaciółkę przez ramię. Uśmiechała się szeroko.
"i co? nie jesteś zazdrosna?"
Zażartowałam.
"Moja droga przyjaciółko może odrobinę jestem, ale jak na was patrzę jestem jak: Jak ich swatać?"
Zaśmiałam się, przez co Louis spojrzał na mnie, unosząc brew do góry.
- Nic, nic. 
"A gdzie LOUIS JEST FUUUU?"
"Zostało w lodówce w domu"
"Głupia jesteś. "
Odpisałam i położyłam telefon na kolanach. Zawsze, gdy za dużo mówiłam o Lou, mamrotała, że wygląda beznadziejnie i nie wie, co ja w nim widzę.
A teraz taka zmiana. Nie przeszkadzało mi to zbytnio,ale wypisywała głupoty.  Louis prowadził i był skupiony na drodze, naprawdę nie miał powodu, by na mnie patrzeć. Chociaż wciąż jego dłoń powracała na moje kolano. 
Nie przeszkadzało mi to, ale dlaczego, do cholery, to robił? Chciał mi zrobić jakąś nadzieję? Jeśli tak to w czterdziestu procentach dobrze mu szło, a pozostałe sześćdziesiąt walczyło. Powinnam teraz siedzieć w domu i się pakować. 
– Tak właściwie, to nie znam twojej siostry –powiedziałam.
Umiałam imiona sióstr i brata Louisa na pamięć. Ale osobiście nie było nam się dane spotkać.
– To będziesz miała okazję jedną lub dwie z nich poznać. 
– Jest fajna. –Wtrąciła Kathleen. – Oczywiście nie tak fajna jak ja, ale może być. Ona przynajmniej odziedziczyła urodę. Pewnie reszta jego rodzeństwa też. Bo z nim to cieżko...
– Chcesz może iść na piechotę? – uniósł brwi i na chwilę się odwrócił w jej stronę. 
Kathleen uśmiechnęła się i posłała mu całusa. 
– Nie złość się, kocie, bo ci żyłka pęknie. O, to już pulsuje. – Pokazała na czoło. 
Widziałam jak wywrócił oczami. 
– Ja jestem oazą spokoju nie widzisz? – wzruszył ramionami.
– No właśnie, a to do ciebie nie podobne. Zaczynam się martwić... Może ćpałeś przed przylotem. –Zasugerowała.
Louis spojrzał na nią w lusterku, po czym po chwili wyprzedził dwa auta. Po chwili zatrzymał się na poboczu. 
– Wysiadaj. – powiedział jednym słowem i odblokował samochód. 
Nie dziwiłam się, że się zdenerwował. Ludzie cały czas mówili o nim różne rzeczy. Kath hejtowała go, ale nie przeszkadzało mi to zazwyczaj. Jednak teraz przegięła. 
– Kathleen. – Szybko odwróciłam się do niej i wbiłam w nią wzrok. Niech go przeprosi, błagam. Po co mają się kłócić? I to w tak ważnym dniu. Do miasta było jeszcze kilka kilometrów, nie sądzę, że miała ochotę na spacer. – Proszę... 
Drzwi od strony Lou się otworzyły i wysiadł. Cholera jasna Kath. W moich myślach na pewno była już parę razy trupem. Widziałam jak Louis chodził w jedną i drugą stronę praktycznie wyrywając sobie włosy. Wiedziałam jak łatwo go zdenerwować plotkami. 
Kathleen założyła ręce na klatkę. Wiedziałam, że za dwie minut go przeprosi. Ale najpierw ja musiałam z nim porozmawiać. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do Louisa, kładąc dłoń na jego ramieniu. 
– Ona tak już ma, dużo gada, ale nie oznacza, że tak myśli. Nie bierz tego do siebie, proszę.
– Ness, to jest to, co ludzie o mnie naprawdę myślą. Nie zmienię ich myślenia. Mogę to brać do siebie, ale nic się ze mną nie stanie. Znów będę dupkiem, którego wszyscy znają. 
– Ona tak o tobie nie myśli, żartowała. Ja tak nie myślę. Nie jesteś narkomanem. Nie przejmuj się tym. Dasz radę.
– Po prostu muszę ochłonąć, wejdź do środka. Zaraz przyjdę.
- Nie - powiedziałam uparcie.
Złapałam go za marynarkę i przyciągnęłam, tak żeby patrzeć mu prosto w oczy. Musiał wiedzieć, że plotki to tylko kłamstwa. Nie wierzyłyśmy w nie.
Rozpływałam się pod jego wzrokiem.
– Ness, wejdź do środka, proszę – szepnął cały czas patrząc na mnie. – Nieważne co zrobię i tak mam wykreowaną ocenę ludzi. Nic tego nie zmieni.
– Twoje uczynki to zmienią. Po prostu pokaż im wszystkim jaki jesteś, pozwalasz kreować się mediom, a oni nie myśląc o drugim dnie, odbierają plotki i niedomówienia. 
– Nic tego nie zmieni. Louis Tomlinson zorganizował mecz na cele charytatywne, czy jednak na narkotyki – zacytował jeden z nagłówków gazet.
– Bierzesz narkotyki? – spytałam, chociaż znałam odpowiedź.
Nie robił tego. Nie mówię, że kiedyś nie próbował, bo pewnie tak było. Wszyscy odbierają celebrytę jako osobę, która ma łatwe życie, a on nie miał. Dźwigał ciężar niedomówień, wymagań, presji, plotek. Nie dziwiłam się, że psychika Louisa wysiadała. 
– Raz wziąłem i musieli zrobić mi pieprzone zdjęcie. Jeden błąd i całe życie mam przekreślone. – Robił większe wdechy i wydechu, po chwili zaczął się powoli uspokajać.
– Nie, nie prawda. Nie dasz im powodu, że bierzesz. Będziesz robić setki innych rzeczy. Po prostu o tym nie myśl. Fani są z tobą.
– Vanessa to jest tak jak z hejtami. Widzisz milion pozytywnych komentarzy na twój temat, ale zauważasz jeden hejt i go zapamiętujesz. – nasze klatki praktycznie się stykały.
Objęłam Louisa rękoma i oparłam głowę na jego torsie. Nie zamierzałam dyskutować z nim na ten temat. Wiedział co myślę, nigdy nie będę go posądzać o coś tak głupiego, wyczytanego z gazety.
Położył brodę na czubku mojej głowy. Kolejny raz mnie tak przytulał. A ja kolejny raz rozpływałam się. Zawsze będę go wspierać pomimo wszystko. Jeśli da mi powód do zwątpienia, to na pewno nie będzie on wypisany na nagłówku gazet. Będę wiedziała, jeśli mnie zawiedzie.
Odsunęłam się od niego lekko. Chociaż chciałam zostać w jego ramionach do końca.
Z samochodu wysiadła Kathleen, wiec się wymieniłyśmy. Zostawiłam ich samych. Widziałam jak dyskutują. Boże, obydwoje mieli te same, uparte charaktery. Byli jak mieszanka wybuchowa nigdy nikt nie wiedział co zrobią, co powiedzą. Kath krzyczała, Louis krzyczał, w końcu obydwoje wymienili kilka słów ciszej i dziewczyna poklepała go po ramieniu. Widziałam jak odetchnął i wsiadł do auta, nie odzywając się.
– Ale jak chcieliście pobyć sami to trzeba było powiedzieć. – Kath długo nie wytrzymała trzymać język za zębami.
– Następnym razem ci powiemy – wywróciłam oczami
Dojechaliśmy do Doncaster i od momentu przejechania obok tablicy z nazwą miasta, uważnie obserwowałam budynki i domy.
– Kiedyś chciałam przyjechać zwiedzić to miasto – powiedziałam cicho.
Nie był to Londyn, czy coś takiego... Zwykłe miasteczko, ale posiadało urok. A ja od razu się w nim zakochałam. Podobało mi się tutaj.
Chciałam kiedyś zamieszkać tu. Jednak teraz moim kierunkiem było centrum Londynu. A nawet chciałam mieć tam apartament, który wyglądały jakby mieszkała tam królowa Anglii.
Zamierzałam tu studiować, wydać książkę i po prostu żyć jak prawdziwa Brytyjka. Nie sądziłam, że Stany były dla mnie. Poza tym za bardzo kochałam moich rodziców by ich zostawić samych. Jeszcze jak w dalekiej przyszłości spotkam chłopaka, który zostanie moim mężem, a potem dzieci. Chciałam by widywali je.
Odpłynęłam daleko myślami i nie zauważyłam, jak się zatrzymaliśmy. A więc to był dom rodziny Tomlinson...
Widziałam go parę razy na zdjęciach z bliska wydawał się być jeszcze piękniejszy. Mogłam zobaczyć paru ludzi tańczących na tyłach ogrodu.
Kath wysiadła z samochodu, a ja zaraz za nią. Spojrzałam na swoją sukienkę. Chyba nie za bardzo tu pasowałam,
Louis poprowadził nas do środka. Poczułam zapach papierosów i alkoholu. Zmarszczyłam brwi nigdy nie przepadałam za tym i za tym. Nie raz zdarzyło się, że wypiłam kieliszek wina ale to u babci na obiedzie dwa razy do roku. Nie chodziłam na imprezy, wiec raczej nie piłam i nie lubiłam. Ale przecież to nie oznaczało, że muszę się źle bawić.
Przebijałam się przez tłum. Kath od razu gdzieś znikła i zostałam sama. Dzięki Kath.  Gdzieś błysnęły mi blond włosy Lottie, ale była zajęta swoimi gośćmi. Postanowiłam najpierw odnaleźć łazienkę. Spytałam jakiejś przypadkowej dziewczyny i kazała mi iść na górę. Ostatnie drzwi na prawo, powtarzałam sobie gdy byłam na piętrze. Dobrze trafiłam. Zamknęłam się w łazience i po chwili podeszłam do lustra. Uśmiechnęłam się do odbicia. Dziewczyna w lustrze była szczęśliwa, miała zaróżowione policzki i iskry w oczach.
Dzisiejszego wieczoru bawiłam się, poznając nowych ludzi. Bawiłam się jako studentka. Miałam wakacje i najbliższe godziny spędzone z Louisem. Czy to nie było wspaniałe?