wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 10

♦Vanessa♦
Na biurku walały się setki książek i notatek, które przerabiałam od wielu dni. Nie dobite kawy stały w różnych miejscach. W życiu mój pokój nie wyglądał tak źle, jak teraz, gdy intensywnie przygotowywałam się do egzaminów. Sama byłam przerażona bałaganem, ale nie miałam czasu go ogarniać. Wiele tematów było mi obcych, więc siedziałam do późna nad książkami i uczyłam się. Telefon dawno odłożyłam, naprawdę do niego nie zaglądając. Kathleen uczyła się równie mocno jak ja i byłam zaskoczona, wiedząc, że nigdzie nie wychodzi. Zależało jej. Za tydzień miałam podejść do egzaminów, które w pewnym sensie świadczyły o mojej przyszłości. Wiedza to jedno, ale trzeba było też pokonać stres. Wzięłam jeszcze raz książkę od historii studiując wszystko od nowa. Ciężko mi szło, zegar wskazywał drugą w nocy. Gdy skończyłam czytać stronę, położyłam się na łóżku. Byłam zmęczona i nawet kawa nie pomagała. Jednak mówiłam sobie, że dam radę. Osiągnę cel, pójdę na studia, wydam książkę i będzie tak jak sobie wymarzyłam. A nawet lepiej.
Zdjęłam okulary i położyłam je na szafce nocnej. Zgasiłam lampkę, dając biednym oczom odpocząć. Nauka dała mi się we znaki i pokazała, że byłam tylko zwykłą dziewczyną. Moje wyobrażenia nie powinny wybiegać za daleko. Od kiedy Louis wyjechał do Los Angeles nie pisaliśmy ze sobą. To znaczy ja nie pisałam do niego. Nie chciałam robić sobie nadziei, że jeszcze go spotkam, za bardzo uwielbiałam Lou, by ranić samą siebie. Z balu miałam zdjęcia oraz film, to wystarczyło jako pamiątka po wspaniałej nocy. A teraz trzeba  było iść dalej, każdy w swoją stronę. 
Z myśli wyrwał mnie SMS. Boże, kto o tej porze do mnie pisze? Niechętnie sięgnęłam po telefon i zobaczyłam wiadomość od Kathleen.
"Wyjrzyj przez okno"
Zmarszczyłam brwi i wstałam, idąc do okna. Moja przyjaciółka stała naprzeciwko, w swoim pokoju, bo nasze domy znajdowały się równolegle. W rękach trzymała kartkę, przykładając ją do szyby. Musiałam wrócić po okulary i dopiero chwilę później przeczytałam, to co mi przekazywała.
"Miłość jest równa. Przepraszam"
Nie wiedziałam zbytnio o co jej chodzić i tylko wzruszyłam ramionami. Zaraz sama wzięłam kartkę i nabazgrałam 
"Miłość boli"
Kathleen pokręciła głową i wskazała palcem na mnie, a potem na siebie. Po chwili pokazała mi serduszko z rąk i odeszła od okna. Otworzyłam szeroko oczy, bo choć byłam zmęczona, to zrozumiałam. Ona chyba mnie kochała.
I cholera jasna. Z jednej stony byłam zdziwiona, z drugiej przerażona, a jeszcze z innej było mi przykro. Kochała mnie, gdy ja jej nie kochałam. Zagryzłam wargę i usiadłam na łóżku.  To była moja przyjaciółka. Dla mnie była jak siostra. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Kath była bi. Nie wiedziałam jak mam teraz się zachować w stosunku do niej. To mnie bolało najbardziej, a nie chciałam jej stracić. Może po prostu chciała mi to powiedzieć i być szczera, ale nic nie musiało się zmieniać? Kathleen i ja byłyśmy dla siebie stworzone jako przyjaciółki. Nikt mnie nie rozumiał tak jak ona.
Porozmawiam z nią o tym jak znajdę tylko czas między nauką. Podniosłam głowę i jak zobaczyłam książki i te notatki prawie się popłakałam. Jednak niedługo testy i nie zobaczę tych książek Najpierw będę miała wakacje, może pojadę do Stanów, co jest moim wielkim marzeniem. A potem studia i nowe, dorosłe życie. Myślałam o Los Angeles, nie ze względu na to że Louis tam jest. Chciałam zobaczyć plaże, muzea. Wszystko! Planowałam to od dawna, bo Ameryka naprawdę mnie ciekawiła. Tam ludzie mają zupełnie inną mentalność. Teraz mogłam tylko o tym pomarzyć, na razie miałam przed sobą dużo nauki.
Wzięłam znowu książkę i zaczęłam się ponownie uczyć. Korciło mnie by się wymknąć i na chwilę olać sobie naukę. Jednakże o trzeciej w nocy już po prostu padam. Zmęczona zasnęłam wokół książek i notatek.
W końcu odebrałam walizkę z taśmy. Miałam dosyć podróży samolotem, ale oplacało się. Byłam w Los Angeles! Nie mogę uwierzyć. Moje marzenie się spełniło i nawet nie wiem jak na to zareagować oprócz piskiem. Wszystko teraz należało do mnie. Mogłam iść gdzie chciałam, robić co chciałam. Tyle rzeczy czekało, aż je zobaczę. Czy to nie piękne?
Wyjęłam telefon i pisałam sms jedną ręką, a w drugiej miałam walizkę. Szłam z głową spuszczoną w dół. Chwilę później moje ciało zderzyło się z kimś. Zaczęłam przepraszać, gdy młody chłopak się odwrócił.
– Vanessa? – usłyszałam zdziwiony głos i odwróciłam głowę. 
– Louis? – spytałam zaskoczona.
– Co ty tutaj robisz? – Patrzył mi w oczy, a mnie przeszły zimne dreszcze.
Cholernie tęskniłam za tym spojrzeniem. Tęskniłam za Louisem.
– No nie wiem, korzystam z lotniska. Przyleciałam do Los Angeles.
– Wiem, widzę. Mogłaś napisać odebrałbym cię z niego 
– Dlaczego miałbyś to robić?
– Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. 
Uśmiechnęłam się do niego. Cieszył mnie widok Louisa. Miał na sobie jeansową kurtkę, czarną koszulkę i rurki. Wyglądał cholernie dobrze. Dlaczego on musi być taki seksowny? Chciałam go zapytać, czy gdzieś wylatuje czy dopiero przyleciał. Chciałam mu powiedzieć bardzo dużo, ale... nie zrobiłam tego. Odważyłam się na coś zupełnie innego. Podeszłam bliżej Lou, by chwilę później go pocałować.
I otworzyłam oczy rozglądając się po pokoju. To nie bylo lotnisko. Nie było tu Louisa.  Odetchnęłam głęboko, opadając plecami na miękki materac łóżka. To był po prostu sen, wytwór mojej wyobraźni. Chociaż do sypialni wpadło słońce, wciąż byłam niewyspana.
Wiedziałam, że zaraz będę musiała się wziąć za nauką. Jednak po raz pierwszy miałam ochotę iść pobiegać zobaczyć jak wszystko budzi się do życia.
Myślę, że chłodne powietrze dobrze mi zrobi. Wstałam z łóżka i poszłam się przebrać w dres, żeby było mi wygodniej. Zmyłam makijaż z wczoraj i związałam włosy. Potem po prostu wyszłam z domu. Celem był niedaleki park. Zaczęłam powoli truchtać. Z kolejnymi przebytymi metrami czułam się lepiej. Zapominałam powoli o wszystkim Byłam ja, wiatr i bieg. Żadnej nauki, angielskiego, historii czy Louisa. Uwolniłam się od myślenia na dobre dwie godzinie. Gdy wróciłam do domu rodzice byli na dole. Tata czytał gazetę, a mama robiła śniadanie.
– Cześć - powiedziałam i usiadłam przy stole. Miałam bardzo dobry humor.
– Jak ci minęła nauka? Mam nadzieję, że nie siedziałaś do późna
– Ani troszkę – zaśmiałam się, biorąc do ręki kubek z kawą.
– No ja mam nadzieję, ale już niedługo koniec.
Kiwnęłam głową, nie mogąc się doczekać egzaminów i zakończenia roku. Przez te trzy lata przeszłam wiele, ale sobie poradziłam. Rodzice zawsze powtarzali, żebym uczyła się dla siebie, nie dla ocen. Widocznie robiłam to na tyle dobrze, że oceny nie były najgorsze.
– Louis jest w gazecie, promuje mercedesa – odezwał się tata.
– Zaraz zobaczę – powiedziałam. Chciałam, żeby mnie to nie ruszyło. Lecz zastanawiało mnie to czy wyglądał tak gorąco. A potem pojawił się obraz mnie i jego na balu. 
On w garniturze, ja w sukience, przytuleni do siebie podczas tańca. Wyglądaliśmy jak para, zresztą zachowywaliśmy się tak. W altance nie było między nami żadnego dystansu. Pamiętałam jak się śmiał, a wokół jego oczu pojawiały się zmarszczki. Uwielbiałam jego głos, zupełnie inny od każdego. Uwielbiałam sposób w jaki odgarniał grzywkę lub przeczesywał włosy. Kochałam jego wzrost, bo nie był bardzo wysokim chłopakiem. Kochałam w nim wszystko. Ale był poza moim zasięgiem. To było tak jakbym chciała dosięgnąć nieba, nigdy się nie udawało. I nie uda.
Wzięłam talerz z tostami i poszłam na górę, chcąc pobyć sama. Odsunęłam wszystkie podręczniki na bok i zanim usiadłam przed komputerem, zdjęłam szarą bluzę i odwiesiłam na miejsce. Potem od razu zalogowałam się na pocztę i inne portale. Jedząc, czekałam, aż kółko przy karcie przestanie się kręcić. Chwilę później dławiłam się, widząc wiadomość od wydawnictwa. Kliknęłam w nią i zaczęłam czytać. "Jesteśmy zainteresowani wydaniem pani książki." Dalej nie czytałam po prostu piszczałam ze szczęścia. 
– Mamo! Mamo! – krzyczałam, stukając w klawiaturę. Jak najszybciej pisałam do Kathleen. Przecież to wszystko dzięki niej!
– Co się stało?! – krzyknęła, gdy otworzyła drzwi z łyżką do zupy w ręce. 
– Oni chcą wydać moją książkę!
– Gratulacje! – podeszła do mnie i mnie uściskała. 
Piszczałam skacząc z nią w miejscu. Dalej w to nie wierzyłam. Moja książka zostanie wydana!
– Powinnyśmy to jakoś uczcić. – powiedziała radośnie.
– Zaraz, mamo, ja... Jezu. – Pocałowałam ją w policzek i usiadłam na krześle.
Razem przeczytałyśmy maila.
– Jestem z ciebie ta cholernie dumna.
Uśmiechałam się do monitora. Zaraz do pokoju wpadł tata, któremu wszystko zrelacjonowałam. Dostałam propozycję wydawniczą i musiałam na nią odpowiedzieć, by dostać kolejne instrukcje. Apropo umowy, chcieli przysłać mi projekt, a w ramach pytań mogliśmy umówić się na spotkanie w Londynie. Miałam jechać na spotkanie tydzień po egzaminach. I zapowiadało się naprawdę dobrze. Zastanawiałam się czy Kath mogłaby jechać. Przecież to ona była sprawczynią wszystkiego i powinna być obok. Najpierw czekała nas rozmowa. Musiałyśmy to wyjaśnić. Dlatego w pośpiechu się przebrałam, przeprosiłam rodziców i wyszłam z domu, od razu kierując się do przyjaciółki.
Zapukałam dwa razy, a drzwi się otworzyła. Zobaczyłam moją przyjaciółką w dresy i bluzkę na ramiączka. 
– Hej – powiedziałam
– Hej – uśmiechnęła się. – Gratulacje! Wiedziałam, że ci się uda. Napisałaś do Louisa? Powiedziałaś mu?
– Nie – powiedziałam cicho, – No chodź tu, przytul mnie – rozłożyłam szeroko ramiona.
Podeszła bliżej i objęła mnie mocno. Zamknęłam oczy, czując się dobrze, wiedziałam, że między nami nie ma przepaści.
– A teraz chodź opowiedz mi wszystko. – Praktycznie wciągnęła mnie do domu
Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie miała gorszy bałagan ode mnie. Wszędzie walały się ubrania, książki i inne pierdoły. Jak to Kathleen. Nic nie umiała utrzymać w porządku.
– No dobra, ale opowiedz mi wszystko od A do Z. I dlaczego nie powiedziałaś Louisowi. Myślałam, że ze sobą piszecie.
– Nie, nie chce robić sobie nadziei. Poza tym najpierw porozmawiajmy o tym, co mi powiedziałaś.
– To nie jest ważne. Po prostu musiałam to powiedzieć. Było tak, że z dnia na dzień zakochiwałam się w tobie, cóż, sama tego nieświadoma. Kumulowało się to i w pewnym momencie wybuchło, czułam ciężar. Chciałam byś wiedziała. Wiedziałam, że nie odwzajemnisz moich uczuć, ale nie jestem zła.
– Przepraszam. Jesteś dla mnie jak siostra i to w innym wypadku byłoby nieprawdziwym uczuciem. Mam nadzieję, że swoją miłość przelejesz na Tylera – zaśmiałam się. Ulżyło mi i to bardzo mocno.
– Przeleję, o to się nie martw. – uśmiechnęła się.
– A ty piszesz z Lou?– Zmieniłam temat. To już chyba sobie wyjaśniliśmy.
– Od czasu do czasu pisze do mnie jego siostra, to wszystko – wzruszyła ramionami. – A z nim nie pisałam odkąd wyleciał do LA, wybacz, ale fortuny na niego nie będę wydawać.
– No tak, nie zaobserwował cię na Twitterze. – Powiedziałam rozbawiona. – Wszystko jasne. Dziękuję ci za tego mejla. Mam szansę na wydanie książki.
– A mi to tam nie przeszkadza. Przynajmniej mogę go hejtować i tego nie widzi – zaśmiała się – i wiesz, że nie masz za co. Należy ci się. Jesteś dobrą pisarką. Może nie czytam wszystkiego, bo wiesz... to jednak o Louisie. Ale książkę na półce mieć będę!
– Jasne. – Wywróciłam oczami.
– Pamiętasz jak włamałam się wtedy na koncert? – spytała po chwili. Zmarszczyłam brwi i przytaknęłam – On pytał tak naprawdę o ciebie.
– Nie rozumiem. – Spojrzałam na nią, unosząc brwi.
– Pytał o ciebie i był zawiedziony, a raczej taki się wydawał. Nie było cię, ja nie byłam osobą, którą chciał zobaczyć. To chyba jasne. Wiem, że to nie jest miłość z twojej i jego strony. Ale możecie zacząć pisać czy coś...
Pokręciłam głową, chociaż to było miłe. Louis nie chciał o mnie zapomnieć. To uczucie siedziało w moim sercu, muszę przyznać, że żałośnie uszczęśliwiało mnie. Lecz z drugiej strony przerażało mnie to wszystko. Dlaczego życie uczuciowe musi być takie trudne? Dlaczego człowiek nie może mieć napisane nad głową "twój przyszły mąż", "przyjaciółka", "nieznajomy"? Byłoby o wiele prościej. Chciałabym znać swój scenariusz na życie. Wiedziałabym, w którą stronę mam iść. Jak na razie musiałam kierować się instynktem. Louis był za oceanem, był moim idolem, ale nie mogłam oczekiwać niczego więcej. Dlatego nie robiłam sobie nadziei.
– Gdzie jedziemy na wakacje? – spytała Kath. Musiała wyczuć, że coś było nie tak po tym jak jej wzrok zmienił się na zmartwiony.
– Do Miami! – Klasnęłam w dłonie. Cóż, nie sądziłam, że moja skarbonka zawiera tyle pieniędzy, ale marzyć wolno każdemu.
– Chyba mieszka tam moja ciocia jak się nie wyprowadziła. Jeśli mieszka mogłybyśmy się u niej zatrzymać
– To jest świetna propozycja.– Zgodziłam się, uśmiechając. – Kath, muszę wracać do nauki. I jeśli Louis przypadkiem by się do ciebie odezwał, to nic mu nie mów.
– Buzia na kłódkę, masz to jak w banku.

1 komentarz: