wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 2


Kliknęłam ,,opublikuj" i osiemnasty rozdział "Drugiej Szansy" został dodany. Historia opowiadała o dziewczynie, która przeżyła wypadek, a wcześniej nie szanowała tego, co miała. Wszystko było dla niej obojętne, nie zwracała uwagi na szczegóły, żyła z dnia na dzień. Wtedy los wyciągnął do niej rękę i dał drugą szansę. Poznała rehabilitanta - Louisa - który pomógł wrócić jej do sprawności i obudził nadzieję w sercu. To jedno z trzech opowiadań, które pisałam, ale to było najczęściej czytane. "Summer Love" skończyłam dwa miesiące temu i leżało na moim dysku w zamkniętym pliku. Na Wattpadzie było ono czytane, ale ja sama zastanawiałam się, czy nie zacząć go przerabiać na książkę. Nawet dla samej siebie. Mogłam przecież spróbować wysłać swoją pracę do kilku wydawnictw, a może któreś się odezwie. Wierzyłam, że dobrze pisałam, moja anglistka to potwierdzała, czytając moje utwory. Ona również była dobrym motywatorem. Angeline Guess była przed trzydziestką, niedawno skończyła studia i żyła tym życiem co ja. Była dobrą nauczycielką, a to, że należała do wyluzowanych kobiet, pomagało w relacji między nami. Naprawdę cieszyłam się, że trafiła do naszej szkoły. Praktycznie nikt na nią nie narzekał, jedynie wyjątkiem była moja przyjaciółka – Kathleen. Na półrocze zarobiła dwóje, więc nie skakała z radości. Uznała, że panna Guess się na nią uwzięła, a to ona po prostu nie odrabiała prac domowych. Zresztą z pisaniem wypracowań też jej dobrze nie szło, z tego co czytałam. Odrzucała moją pomoc, bo nie chciała się przyznać do słabości. Kathleen Revill należała od osób cholernie upartych i kłótliwych. Była spod znaku koziorożca, więc ten typ tak ma. Przyjaźniłam się od kilkunastu lat, mieszkała naprzeciwko mojego domu i poznałyśmy się na placu zabaw, oglądając mecz chłopaków. Od tamtej pory dwa zupełnie przeciwne sobie charaktery połączyła wieź zaufania. Kłóciłyśmy się tyle samo, co godziłyśmy.  I pomimo tych kłótni wiedziałam, że nie wytrzymałabym bez niej więcej niż kilku dni. Będąc całkowicie szczerzą, czy tego chciałyśmy czy nie, byłyśmy na siebie skazane. 
Moje myśli o przyjaciółce przerwał nikt inny jak ona sama. Usłyszałam dzwonek do drzwi, co w sumie było dosyć wyjątkowe, jak na nią. Zwykle, gdy przychodziła do mnie otwierała drzwi z hukiem i po prostu wykrzykiwała jakiś zabawny tekst w stylu "Zgadnij kto przyszedł?". No, może trochę przesadziłam, ale zazwyczaj głośno dawała znać o swoim przybyciu. I to nie za pomocą dzwonka do drzwi. Może myślała, że w domu są rodzice? 
Odłożyłam na biurko duże pudełko lodów, które właśnie miałam otworzyć i ruszyłam do drzwi. Złapałam za klamkę, a gdy moim oczom ukazała się przyjaciółka jedyne co mogłam zrobić to otworzyć usta, po czym znów je zamknąć. I tak na zmianę. Zgaduję, że stałam tak dobre kilka minut z miną złotej rybki na haju patrząc na Kathleen. Moja droga przyjaciółka miała włosy w kolorze jasnego blondu, były prawie biały, a ja byłam w szoku. Od zawsze pamiętałam ją w brązie. Raczej nie farbowała włosów, a tu proszę, niezła niespodzianka. Uśmiechnęła się szeroko i weszła do środka, przepychając obok mnie. Kathleen była trochę niższa niż ja, miała piękne zielone oczy, bladą cerę i kilka piegów. Ubierała się jak chłopak, rurki, bluzy, za duże koszulki, ale to po prostu do niej pasowało. W sukienkach wyglądała równie dobrze. Zaskoczyła całą szkołę, gdy rok temu pojawiła się na balu.  
– Kiedy i dlaczego? – spytałam, gdy w końcu udało mi się coś powiedzieć. 
Byłam naprawdę, ale to naprawdę zdziwiona. Nie wspominała nic o tym, że chce farbować włosy. Do tego jej piękne, długie i naturalnie ciemne fale były jej atutem, i to dużym. Nie powiem jednak, że wygląda źle. Kathleen miała taki typ urody, że w prawie wszystkim było jej dobrze. Zazdrościłam tego. Ja, niestety, ale nie miałam takiego szczęścia i czasami musiałam się ograniczać, bo z tym mi nie do twarzy, bo tu mi coś wystaje... Wracając, pomimo tego, że musiałam przyznać, że blondzie wyglądała przepięknie, nie umiałam stwierdzić w jakiej fryzurze jej lepiej.
– Postanowiłam coś zmienić. No wiesz, to poprawia kobietom humor. Poszłam do fryzjera, obcięłam włosy i pofarbowałam. Chyba tak jest dobrze. Zresztą... odrosną – zaśmiała się i weszła na górę. Pokręciłam głową i zanim do niej dołączyłam, zdążyła się dobrać do pudełka lodów. Ach, to akurat nasza wspólna cecha – szybka przemiana materii.
– Jesteś niemożliwa. – Pokręciłam rozbawiona głową. – Nie żałujesz? Miałaś takie śliczne, długie włosy.
Chwyciłam drugą łyżeczkę, po czym zanurzyłam ją w lekko już roztopionych lodach. Zjadłam pierwszą porcję o oblizałam usta patrząc na przyjaciółkę i czekając na jej odpowiedź.
Wzruszyła ramionami i przesunęła palcem po myszce od laptopa. Ach tak, stalker. Musiała zajrzeć na mój twitterowy profil, robiła to zawsze, gdy do mnie przychodziła. 
– Nie żałuję – mruknęła. – Jak twoi czytelnicy? Jest ich więcej? – spytała.
Kathleen rzadko czytała, to co pisałam, była za dużym leniem. Poza tym ona nie była fanem One Direction. Ale to nie oznacza, że była definicją typowej hejterki, mówiącej "przecież to pedały". Jeśli jakaś ich piosenka wpadła w jej ucho, mogła słychać tego utworu w kółko. Po prostu nie interesowała się zespołem, co było normalne i wyrozumiałe.
Pokiwałam jedynie głową. Mogłabym rozwinąć się i zacząć jej opowiadać jej o swoich czytelnikach i pokazywać komentarze, ale dobrze wiedziałam, że tylko bym ją zanudziła i najprawdopodobniej po krótkiej chwili mojej opowieści zobaczyłabym ją śpiącą na stojąco.  Dlatego po prostu zajęłam się jedzeniem lodów i dałam Kathleen wgląd do mojego komputera. Włączyła muzykę, głos Eda Sheerana rozniósł się po pokoju. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do łóżka, na którym usiadłam. To takie typowe, prawda? Lubić popularnych artystów. Jednak oni mieli coś w sobie, co przyciągało moją uwagę. Nie byłam ignorantem, bo na mojej playliście można było znaleźć Chopina czy Linkin Park. Słuchałam najróżniejszych gatunków muzyki i jeśli ktoś poprosiłby mnie o określenie mojego gustu muzycznego nie potrafiłabym tego zrobić. Oczywiście, jeśli ktoś zapytałby mnie, kto jest moim ulubionym wykonawcą, nie odpowiedziałabym, że Louis. Z Louisem było tak, że dostrzegałam jego wady, ale uwielbiałam go w całości, nie tylko za głos. Na świecie żyli artyści, którzy posiadali ogromny talent, większy od niego i to doceniałam, ale moje serce biło dla Lou. Wbiłam wzrok w błękitną ścianę na której miałam poprzyczepiane, wywołane czarno-białe zdjęcia Tomlinsona, prezent od Kathleen. Do tego przyniosła mi kilka jego rysunków, które stworzyła, nudząc się na historii. O tak, to zdecydowanie był jej ogromny talent. Uwielbiała rysować, co świetnie jej wychodziło. Wiele razy została doceniona, zwłaszcza przez nauczyciela od plastiki, do którego chodziła na zajęcia dodatkowe. Był studentem Akademii Sztuk Pięknych, więc trochę lat ich dzieliło, ale dla Kathleen nic nie było przeszkodą. Zwłaszcza, jeśli ktoś się jej cholernie podobał, a tak było w przypadku Tylera Blacka. Osobiście widziałam go dwa razy i musiałam przyznać, że był niezłym mężczyzną. Nie wyróżniał się urodą specjalnie, ale miał coś w sobie. Był wysoki, dobrze zbudowany, brunet o dużych oczach, których koloru nie pamiętam. Kathleen lubiła o nim opowiadać, więc wiedziałam jaki jest ulubiony film Taylera, drużyna, której kibicuje i tym podobne. Ale gdy to ja zaczynałam tak zwany "fangirling", moja przyjaciółka przyduszała mnie poduszką i nie dawała dojść do słowa. Z jednej strony jej się nie dziwię... Jeśli mówiłam o Louisie, mój głos był pełen ekscytacji, jakbym to ja osiągnęła wiele, a nie on. Czasami siedziałam przed komputerem, patrzyłam na zdjęcie, na którym się uśmiecha i sama bezwiednie to robiłam. Takie najmniejsze rzeczy dawały mi szczęście. Dużo ludzi myślało, że mieszkając w Anglii ma ogromne szanse spotkać idoli. Być może tak. Jeśli mieszkało się w Londynie i wiedziało, kto gdzie będzie. Niestety Louis rzadko odwiedzał nasz kraj, przeważnie jechał prosto do Doncaster. I... O mój Boże! 
– Kathleen! – krzyknęłam, zrywając się z łóżka.
Moja przyjaciółka zakrztusiła się lodami i odwróciła do mnie na krześle.
– Co? Louis zdjął spodnie?
– Co? – Zmarszczyłam brwi. – Nie, O czym ty mówisz? Nie o to chodzi. Jestem głupia, Boże, jestem taka głupia. – Uderzyłam czołem o ścianę i oparłam o nią dłonie.
– A powiesz mi o co chodzi, zanim rozbijesz beton głową? – spytała z nadzieją w głosie. 
Westchnęłam, wściekła na siebie. Jak mogłam na to nie wpaść wcześniej? Doncaster nie było tak bardzo oddalone od mojego miasta. Wręcz przeciwnie, dystans był niewielki, a jakbym chciała, mogłabym iść pieszo przez cztery następne dni. Dlaczego ja, dziewczyna, która uwielbia Louisa, nigdy nie zainteresowała się kilometrami względem drugiego miasta? Miasta idola. To było takie głupie, że straciłam do siebie jakąkolwiek nadzieję na racjonalne myślenie. 
– Ziemia do Vanessy – odezwała się Kathleen.
Przeczesałam palcami blond włosy i podeszłam do biurka, pochylając się nad klawiaturą laptopa. Wpisałam w wyszukiwarkę Blackburn oraz Doncaster i dodałam "dystans". Chwilę później miałam wynik. Dziewięćdziesiąt trzy kilometry, tylko tyle. Louis nie często przyjeżdżał do domu, ale jednak to nie było tak daleko. Mogłam wsiąść w busa i po prostu tam pojechać. Oparłam się o biurko, kładąc dłonie na biodra i spojrzałam na Kath. Śmiała się, jedząc lody i patrząc na ekran.
– Naprawdę nigdy tego nie sprawdziłaś? Nie sprawdziłaś jak daleko masz do domu swojej teściowej?
– Przestań mnie dobijać. Wiem, to głupie. Nie sprawdziłam, moja wina. Poza tym ja nigdy nie myślę w takich kategoriach, nie mam dziesięciu lat i nie nazywam siebie "żoną Louisa". To jest żałosne, Kathleen.
– Wiem, dlatego dziękuję losowi za taką przyjaciółkę. Ale stara, nie przejmuj się, przecież jego wkurzają takie stanie pod domem. Jego matkę pewnie też. Biorąc pod uwagę ile ma dzieci to chce mieć spokój. Jak będziesz wiedzieć, że przyjeżdża, to tam pojedziesz, ale też nie sądzę, że uda ci się wiele zobaczyć, bo nie ty jedna wpadniesz na ten pomysł – wzruszyła ramionami i podała mi pudełko lodów. – Będzie dobrze.
Kiwnęłam głową i wbiłam łyżeczkę w lody. Jeszcze raz zerknęłam na ekran komputera, ta liczba wręcz raziła mnie po oczach. Cóż, nic straconego. Louis jeszcze tu przyjedzie, byłam tego pewna. Może wtedy uda mi się nie zaprzepaścić szansy zobaczenia idola, nie wliczając w to koncertu. 
– Jak Tyler? Coś się szykuje? – spytałam, chcąc zmienić temat. 
Kath spojrzała na mnie rozbawiona.
– Jak będzie się szykować, to ci powiem. Daję sobie na wstrzymanie, jest jak jest. Apropo, przyszłam do ciebie, żebyś pomogła mi do sprawdzianu z angielskiego. Jesteś lepszą nauczycielką niż ta beznadziejna kobieta. – Wywróciła oczami na wzmiankę o Angelinie.
– Oczywiście. Jak ja cię nauczę, to jutro dostaniesz piątkę. Po co w ogóle chodzisz do szkoły? – zaśmiałam się i podeszłam do szafki, gdzie leżały podręczniki.
– Jak to po co? Żeby dotrzymać ci towarzystwa i obgadywać te wszystkie laski, które ubierają się jak tanie dziwki. – Kathleen zawsze była konkretna w doborze słów. Czasami naprawdę mi to przeszkadzało. Zwłaszcza w miejscach publicznych, wtedy miałam ochotę zatkać jej usta ręką i nie raz to zrobiłam.
Dobrze, że chociaż przy moich rodzicach się powstrzymywała. Moja mama lubiła Kathleen i przyjaźniła się z panią Revill. Także często byłyśmy tematem ich plotek. 
Wzięłam książki i usiadłam z przyjaciółką na łóżku, stojącym pod oknem, które inaczej nazywało się lukarną. Tak jakby wystawało w dachu. Lubiłam swoją sypialnię, niedawno zmieniałam meble i teraz wszystko do siebie pasowało. Dekoracje, ściany i cała reszta. Tak naprawdę spędzałam tutaj najwięcej czasu, zwłaszcza przy biurku i laptopie, pisząc kolejne rozdziały, co przysłużyło się do noszenia okularów. Czasami korzystałam z soczewek, to zależało, czy wychodziłam gdzieś na dłużej. Czułam się wtedy swobodniej, chociaż w okularach nie było mi tak źle. Kwestia przyzwyczajenia. 
Nauka z Kathleen nie była przyjemnością, bo jak już mówiłam, dziewczyna należała do mało cierpliwych. Gdy coś jej nie wychodziło, czegoś nie rozumiała, od razu się zniechęcała, a ja też miałam granicę wytrzymałości. Dlatego dostała pary razy książką i w końcu dała mi tłumaczyć. Robiłam to tak, by ona zrozumiała jak najwięcej, nie chciałam mieć na sumieniu jej oceny. Gdyby znów dostała jedynkę, przez kolejne miesiące gadałaby tylko o tym, jak Angelina się na nią uwzięła. Czy może być gorzej?

Od autorki: Dziwię się małym zainteresowaniem. Czy już naprawdę przesiąknęliście jedynie opowiadaniami o gangsterach itp? Wydaje mi się, że to opowiadanie będzie dobrze, jeśli dostanę od Was trochę wsparcia. Minimalnie. 
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz